Jednak większość efektywnych strategii radzenia sobie, chociaż łatwiej przychodzą one optymistom, nie wymaga od ciebie bycia optymistą. Wystarczy, abyś miał takie podejście do sprawy, jak optymiści.
Suzanne C. Segerstrom
Jeżeli chodzi o optymistów i jakość życia, lepiej robić to, co oni robią, niż starać się być takimi, jakimi oni są.
Suzanne C. Segerstrom
1.
Jeżeli na twojej liście celów jest punkt „być szczęśliwym” – zaczyna swoją opowieść Suzanne’a C. Segerstrom – skreśl go. To tak nie działa, a wręcz przeszkadza, jeśli na siłę chcesz być szczęśliwy. Jeśli uważasz, że będziesz szczęśliwy mając więcej wolnego czasu, także popełniasz błąd. Wolny czas jest cenny, jednak nie wtedy, kiedy go masz, lecz wtedy, kiedy potrafisz zapełnić go zadaniami, których realizacja dostarczy ci satysfakcji. I właściwie im takich zadań, takich celów wyznaczonych z rozmysłem więcej, tym lepiej dla ciebie i twojego teraźniejszego oraz przyszłego szczęścia. Także pieniądze – radzi Segerstrom – wypada wpisać na listę rzeczy, które nie uczynią nas szczęśliwszymi. Najbogatsi Amerykanie z listy magazynu „Forbes” są mniej więcej tak samo szczęśliwi jak Amisze z Pensylwanii, żyjący bez gadżetów, luksusów a nawet bez telwizji. Liczne badania potwierdzają te wyniki i nie ma co z nimi polemizować.
2.
Co jednak robić, jeżeli chciało by się jednak zwiększyć poziom osobistego szczęścia? Segerstrom wskazuje przykład nieznajomego, z którym rozmawiała krótko, odnosząc jednak wrażenie, że mężczyzna ten znalazł receptę na szczęście. „Zasadniczą sprawą – opowiada Segerstrom o tym człowieku – było dla niego coś robić.” I dodaje: „Mężczyzna ten był zaangażowany. Nie chciał po prostu oglądać. Chciał robić, i to właśnie robienie czyniło go szczęśliwym.” Jedna uwaga: możliwe, że ten mężczyzna był w odrobinę lepszej sytuacji niż inni ludzie, ponieważ był osobą szczęśliwą z natury. Trzeba bowiem pamiętać, że każdy człowiek ma swój własny „stały poziom” szczęścia. I biologicznie jesteśmy uwarunkowani, by wracać do stałego poziomu szczęścia. Jeśli komuś z nas przytrafi się chwila euforii lub depresji to, jak pisze badaczka, „pewne mechanizmy sprowadzą” nas do naszego poziomu. Cóż, to już pewne: „Jeżeli jesteś ogólnie szczęśliwą osobą, to w pewnym stopniu zawdzięczasz to swoim genom; podobnie, jeżeli zasadniczo jesteś nieszczęśliwy. Twoje geny ustalają twój „zakres reakcji” – to znaczy ilość szczęścia, jaką biologia pozwala ci wytworzyć, podobnie jak istnieje pewien zakres w odniesieniu do wzrostu.” Nie jest to jednak taka zła wiadomość, jak by się mogło zdawać. Jeżeli bowiem natura, jak mówią badania, na jakich opiera się Segerstrom, ustaliła twoje możliwości, to jednak wychowanie określa, na ile je wykorzystasz. I tak dochodzimy do konkluzji o olbrzymim znaczeniu. Segerstrom stwierdza: „Można uciec od swojego stałego poziomu szczęścia.” Potrzeba jedynie mechanizmu, potrzeba, jak to nazywa, pętli pozytywnego sprzężenia zwrotnego. I na nasze szczęście, Suzanne’a C. Segerstrom znalazła pomysł na taką pętlę.
3.
Podstawą takiego mechanizmu, fundamentem pętli pozytywnego sprzężenia zwrotnego jest – uwaga – optymizm. Optymizm, który nie jest uczuciem, lecz przekonaniem na temat przyszłości. W tym miejscu padają ważne zdania: „Optymistyczne przekonania tworzą pętlę pozytywnego sprzężenia zwrotnego, ponieważ, jak pokazuje to dalsza część książki, im większym jest się optymistą, tym większą ma się szansę na optymistyczną przyszłość, której się oczekuje. Optymiści czerpią więcej radości z codziennego życia, są bardziej odporni na stresujące zawirowania życiowe, mają lepsze relacje z ludźmi i mogą nawet być fizycznie zdrowsi. Z kolei pozytywne efekty w sposób naturalny tworzą oczekiwanie, że przyszłość będzie równie lub nawet bardziej optymistyczna.” W tym kontekście można już postawić tezę, że skoro poczucie szczęścia wynika z realizacji celów i rozwijania naszych mocnych stron, to u optymistów może ono z czasem rosnąć. Segerstrom właśnie taką tezę stawia. Jest jednak pewien haczyk i to od niego – w przypadku badań Segerstrom – wszystko się zaczęło.
4.
Wszystko zaczęło się od badania, z którego wynikało, że niektórzy optymiści mieli słabsze układy odpornościowe niż pesymiści z tego samego badania. Wynik był na tyle zaskakujący i sprzeczny ze wszystkimi dotychczasowymi ustaleniami nauki na temat natury optymizmu i jego wpływu na zdrowie, że Segerstrom zaczęła dociekać, jak to możliwe. W celu rozwikłania zagadki badaczka skupiła się na stosunku optymistów do celów, jakie sobie stawiają. A do czytelników skierowała apel, którego sednem jest stwierdzenie, że jeśli zależy ci na osiągnięciu maksimum psychologicznego i fizjologicznego zadowolenia, to „dobrze zrobisz, jeżeli zastanowisz się nad tym, jak uprawiać optymizm”.
5.
Optymizm dyspozycyjny – oto stanowisko autorki. Na optymizm dyspozycyjny składają się dwie rzeczy. Po pierwsze: pozytywne przekonania na temat przyszłych wydarzeń. Po drugie: przekonania te muszą wykazywać się stabilnością, to znaczy: nie może być to optymizm od przypadku do przypadku, na zmianę z pesymizmem czy depresją, lecz pewna stała, ugruntowana postawa. Wtedy jest to trwała cecha, którą można nazwać za Segerstrom optymizmem dyspozycyjnym. Nie wdając się w to głębiej, nadmienię tylko, że Segerstrom postuluje „powrócić do zwyczaju stosowania terminów optymizm, optymizm dyspozycyjny i osobowość optymistyczna do opisu różnych kombinacji optymizmu i pesymizmu”.
6.
Sedno optymizmu. „Zasadnicza różnica nie polega na pozytywnym lub negatywnym podejściu, ale na bardziej lub mniej wytrwałym wysiłku.” „Sukces i porażka kosztują tyle samo nerwów.” „Istnieje więcej sposobów na to, by być bardziej zadowolonym niż szczęśliwym.” Takimi tezami posługuje się Segerstrom, chcąc pokazać, o co jej chodzi. I pisze: „Dobrostan psychiczny to coś więcej niż bycie pogodnym i sądzę, że wielu ludzi nie stawia sobie za życiowy cel nieustannego bycia zadowolonym. Istnieje cały obszar dobrostanu, który nie mieści się w kategorii „bycia szczęśliwym”. (…) Arystoteles mówił, że prawdziwe szczęście nie polega na czuciu się dobrze, ale na eudajmonii, gdzie eu oznacza dobry, a daimon to duch. Oznacza to, że dobrostanu nie osiąga się poprzez przyjemność, ale przez bycie prawdziwym sobą. Ludzie potrzebują czegoś więcej niż szczęścia – potrzebują angażować się w życie i relacje z innymi ludźmi, aby wzrastać i kierować swoim losem. Dobrostan eudajmoniczny (nazywany również psychicznym) nie wyraża się więc tym, jak bardzo czujesz się szczęśliwy, ale na tym, na ile w swoim życiu dobrze robisz różne rzeczy, realizujesz swój potencjał, tworzysz dobre związki i wzrastasz jako osoba. Eudajmonia oznacza dosłownie „bycie najlepszym sobą”.”
7.
Jest pewna cecha osobowości, pisze Segerstrom, która jest istotna i charakterystyczna dla osób o wysokim poziomie eudajmonicznego i hedonistycznego dobrego samopoczucia, która nie jest związana z byciem „szczęśliwą” czy „smutną” osobą”: sumienność. Sumienność i ekstrawersja stanowią – taki jest wniosek – kapitał optymistów. Segerstrom pisze też o przepływie, zjawisku badanym i opisywanym głownie przez Mihalyia Csikszentmihalyi’ego. „Zjawisko przepływu (uniesienia) – pisze Segerstrom – jest zobrazowaniem ogólnej zasady, według której zaangażowanie prowadzi do dobrostanu.” Wniosek, jaki pojawia się tutaj po opowiedzeniu jeszcze kilku badań i eksperymentów, brzmi: „Optymizm prowadzi do większego dobrostanu, ponieważ zwiększa zaangażowanie w realizację życiowych celów, a nie z powodu jakiegoś cudownego napoju, który posiadają wyłącznie optymiści.” Człowiek szczęśliwy, wynika z tego, jak twierdzi Segerstrom, jest bardziej szczęśliwy, ponieważ jest zajęty robieniem czegoś, osiąganiem zamierzonych celów i nie ma czasu na zastanawianie się nad byciem szczęśliwym. Skoro tak istotna jest sumienność, nie może dziwić, że rozdział drugi poświęciła Segerstrom instynktowi wytrwałości. Przełomem był moment, kiedy badaczka zdała sobie sprawę, że „optymizm nie musi oznaczać bycia osobą nastawioną pozytywnie, ale może dotyczyć motywacji i wytrwałości”. Badania nad tym zagadnieniem pokazały, że „optymiści posiadają coś, co można określić jako instynkt wytrwałości. Jeżeli wszystkie inne cechy są jednakowe, optymizm sprawia, że idziesz dalej, a pesymizm powoduje, że poddajesz się wcześniej.” Dlatego nie można zaprzeczyć, że „instynkt wytrwałości odgrywa znaczącą rolę w kwestii szczęścia”. Trzeba pamiętać: „związek między optymizmem a wytrwałością dobrze wróży szczęściu.” Jest tutaj jednak pewna sprawa, o której trzeba wspomnieć. Konieczna jest też samoświadomość. „W rzeczywistości – pisze Segerstrom – jeżeli optymiści nie byli jednocześnie samoświadomi, często przerywali pracę szybciej niż pesymiści.” Jak to możliwe? Jedna z teorii mówi, że „optymiści w ten sposób chronili swój nastrój. Ogólnie rzecz ujmując, optymizm jest związany z lepszym nastrojem, a wyniki badań wskazują, że osoby w dobrym nastroju starają się działać tak, żeby go zachować. Ponieważ trudne zadania zwykle nie poprawiają nastroju, ktoś w dobrym nastroju może być mniej dysponowany do ich realizacji, jeżeli nie zdaje sobie sprawy z korzyści, jakie są z nimi związane (to znaczy redukcja rozbieżności i osiągnięcie celu).” Dopiero po uwzględnieniu czynnika samoświadomości można stwierdzić z całą pewnością, że w przypadku optymistów wytrwałość daje większe szanse na osiągnięcie celu. Trzeba bowiem wiedzieć, czy cel jest wart wysiłku.
8.
„Cały sens w tym, żeby dokądś zmierzać” – pisze Segerstrom na początku kolejnego podrozdziału. Kłopot w tym, że choć osiąganie celów daje korzyści, to nie są one trwałe i, jak pisze badaczka: „Z czasem urok znika. Skutki osiągania celów nie kumulują się. Żeby urok trwał, musisz osiągać nowe cele, a to oznacza ciągłe zmierzanie do nowych celów. Jeśli spoczniesz na laurach, to wkrótce spostrzeżesz, że spoczywasz na zwiędłym zielsku.” Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta: „Osiągnięcie celu daje chwilową przyjemność, ale samo osiąganie go daje pełniejszą przyjemność.” Być może zatem – to wniosek dodatkowy, jednak bardzo ważny w kontekście całego wywodu Segerstrom – „główną funkcją emocji niekoniecznie jest informowanie o sukcesie lub porażce, ale pokazywanie na jakim etapie realizacji celu się znajdujesz. Emocje mówią nie tylko gdzie jesteś, ale również jak szybko się przemieszczasz. Jeżeli to, co robisz, zbliża cię do celu, czujesz się usatysfakcjonowany, nawet jeżeli masz jeszcze długa drogę przed sobą. Jeżeli nawet jesteś daleko od celu, możesz być zadowolony, jeżeli zbliżasz się do niego w zadowalającym tempie. (…) Ważne jest to, że zbliżasz się do celu.” W koncepcji szczęścia propagowanej przez Segetrom wyznaczanie celów to podstawa. Dlatego też warto zwrócić uwagę na fakt, który czasem umyka optymistom: „Osiąganie najważniejszych, znaczących celów niekoniecznie jest przyjemne.” Czemu tak jest i czy można temu przeciwdziałać? Można, ale nie wprost. Swego rodzaju pomocą może być pamiętanie o tym, że różne cele służą różnym sprawą. Segerstrom tak dopowiada tę kwestię: „Cele mogą być drogą do osiągania przyjemności, ale mogą również powodować zwiększenie integralności, jeżeli zmierzanie do nich wiąże się z poczuciem celowości w zyciu, realizacją osobistych standardów lub rozwojem osobowości. Cele mogą również przyczyniać się do rozwoju umiejętności, jeśli ich realizacja jest wyzwaniem i stwarza okazję do nauki.” Osiąganie samych korzyści nie musi poprawiać dobrostanu psychicznego i prowadzić do szczęścia. Dlatego, jak pisze Segerstrom: „Wydaje się, że aby określić, jak „dobry” jest cel, trzeba zastanowić się, czy zadowolenie, jakiego spodziewasz się z jego osiągnięcia, płynie z samego dążenia do niego. Jeżeli uważasz, że cel ten nie wzbogaci cię psychicznie w jakiś, przynajmniej chwilowy sposób, zanim go osiągniesz, warto, żebyś jeszcze raz rozważył jego realizację.” I jeszcze jedno: „Ważne cele nie muszą być znaczące, jak na przykład bycie rodzicem. Większość twojego dobrostanu samopoczucia (część hedonistycznego i prawdopodobnie całe eudajmonistyczne) wynika z codziennego zaangażowania w cele.” A te codzienne, wiadomo, nie muszą być bardzo podniosłe czy wyszukane. Co nie znaczy, że nie są ważne. Bo przecież są.
9.
A co Segerstrom ma do powiedzenia o sukcesie? Całkiem sporo. „Oczekiwanie sukcesu – pisze w podsumowaniu podrozdziału „Optymizm na co dzień: samospełniające się proroctwo” – jest samospełniającą się przepowiednią. Osoby o pozytywnych przekonaniach wierzą w swoje cele, ciężej pracują nad ich osiągnięciem i dlatego ukierunkowują się na sukces. (…) Optymizm może również nakręcać pozytywną spiralę, dzięki której prowadzi on do osiągnięcia sukcesu, co z kolei zwiększa poziom optymizmu i może prowadzić do kolejnych sukcesów: jest to pętla pozytywnego sprzężenia zwrotnego, która powiększa różnice, a nie zmniejsza je. (…) co więcej, posiadanie celów, zaangażowanie w ich realizację i ich realizowanie – czyli uprawianie optymizmu, daje nie tylko hedonistyczną korzyść płynącą ze zbliżania się do celu, ale również eudajmoniczną możliwość realizowania siebie.” „Gdy robi się ciężko, optymiści robią swoje”. Czytelnicy pewnie już zorientowali się, że wedle Segerstrom, mówić jej słowami, „istnieje wiele dróg do szczęścia, ale zaledwie kilka dróg do eudajmonii, a są to zwykle drogi związane z celami. Rezygnacja z celów zdecydowanie ogranicza możliwość osiągnięcia eudajmonii.” I nie dziwi jeszcze jedna konkluzja: „Osoby optymistyczne utrzymują swoją jakość życia poprzez zaangażowanie w realizację celów pomimo przeszkód, lub, w razie konieczności, przez zmianę celów.” W tym jednak miejscu Segerstrom wyraźnie określa granicę swojego psychologicznego doradzania, prosząc i apelując: „Nie zmuszajcie mnie jednak do określenia, jakie cele należy wybrać, ponieważ wtedy cała konstrukcja rozsypie się jak domek z kart. Powód, dla którego realizuje się określony cel, ma równie duży wpływ na jakość życia, jak rodzaj celu. (…) Ogólnie rzecz biorąc, ludzie są szczęśliwsi, jeżeli ich cele pomagają im się rozwijać jako ludziom, umożliwiają nawiązywanie bardziej satysfakcjonujących relacji międzyosobowych i wnoszenie wkładu do społeczeństwa. Z kolei cele związane z byciem bardziej atrakcyjnym, bogatszym, popularnym lub sławnym przynoszą mniej szczęścia. (…) Czasami zatracamy wewnętrzną motywację, dzięki której wkroczyliśmy na swoją drogę. (…) Potrzeba nam wówczas chwili zastanowienia się, żeby na powrót dotrzeć do ważnych powodów, takich jak wyzwanie, poczucie głębokiego zaangażowania i zadowolenie.” Po co to wszystko? „Cele umożliwiają zdobywanie zasobów, poczucie, że jest się autentycznym, określanie siebie i nadawanie znaczenia życiu, a sposób, w jaki optymiści podchodzą do swoich celów, wydaje się kluczem do tych osiągnięć.”
10.
Padło ważne słowo: zasoby. O nich traktuje następny rozdział: „Budowanie i przebudowanie na przyszłość”. „Wydaje się, ze ostatnimi czasy – zaczyna tę cześć swojej psychologicznej opowieści Segerstrom – ludzie chcieliby osiągnąć lepszą jakość życia poprzez kierowanie pozytywnych myśli i uczuć na siebie – czyli dzięki poczuciu własnej wartości.” Brzmi to nieśmiało i szkoda, że Segerstrom wprost nie powołuje się w tym miejscu na wyjaśniającą ten trend teorię „jednostki maksymalnej” Martina E. P. Seligmana, o którym skądinąd wspomina, przyznając się do znajomości z nim i do bywania na organizowanych przez niego konferencjach psychologii pozytywnej. Ale to tylko dygresja. W rozdziale trzecim Segerstrom koncentruje się najpierw na poczuciu własnej wartości, by zaraz płynnie przejść do zajęcia się zasobami. Pierwsze ważne stwierdzenia tego rozdziału brzmią: „Gdy ludzie angażują się w osiąganie celów, tworzą więcej zasobów i są bardziej zadowoleni z życia.” Druga ważna teza jest taka: „Poczucie własnej wartości, zadowolenie z życia i inne rodzaje długotrwałego dobrostanu psychicznego są w większości konsekwencjami ciężkiej pracy, jaką każdy wkłada w tworzenie swoich zasobów.” Jak to się ma do bycia optymistą lub pesymistą? „Jeżeli optymiści – twierdzi Segerstrom – mają silniejsze poczucie własnej wartości i są bardziej zadowoleni z życia (a są), jest tak prawdopodobnie dlatego, że ich instynkt wytrwałości i zaangażowanie w realizację celów pomagają im w lepszym rozwoju ich zasobów.”
11.
„Dlaczego – pyta w tym miejscu badaczka – ludzie mieliby być tak skoncentrowani na swoich zasobach i dlaczego ich dobrostan miałby tak bardzo od nich zależeć?” A następnie prezentuje Roberta Emmonsa, psychologa specjalizującego się w badaniu celów i jego przewodnik po rodzajach celów. Cele należały do następujących grup: Osiągnięcia, Afiliacja, Bliskość, Władza, Wzrastanie i zdrowie, Autoprezentacja, Niezależność, Aktywność twórcza, Przekraczanie samego siebie. Tabelę Emmonsa połączyła Segerstrom z listą zasobów, o jakie starają się ludzie i tak skomentowała ten mariaż: „Cele i zasoby pasują do tych samych kategorii, ponieważ są praktycznie nierozłączne. Zmierzanie do celu jest często określone przez zwiększające się zasoby w danym obszarze, a zasoby pochodzą z zachowania ukierunkowanego na cel. Ludzie, którzy angażują się w zachowania najbardziej ukierunkowane na cel, będą z czasem posiadać najwięcej zasobów i będą mieli silne poczucie własnej wartości oraz zadowolenie z życia. Czujemy się lepiej, gdy mamy więcej zasobów.” Jak jednak mądrze tworzyć zasoby, skoro to takie ważne? „Tworzenie zasobów – pisze Segerstrom – przypomina pracę brokera giełdowego, który wymienia pewne zasoby na inne w miarę tego, co ci jest potrzebne i czego wymaga rynek tak, aby pod koniec dnia wyjść na swoje. Zasoby są w dużej części bardzo płynne.” A co ze stratami, jakie się czasem ponosi? Cóż, posiadanie zasobów zawsze wiąże się z ryzykiem ich utraty. Można unikać – to pierwszy sposób – sytuacji oznaczających utratę zasobów, niestety nie zawsze jest to możliwe, jeśli jesteśmy w coś zaangażowani. Pozostaje zatem drugi sposób i to jest ten, w jaki radzą sobie optymiści: radzenie sobie. Jak to wygląda konkretnie? Po pierwsze, pisze Segerstrom, potrzebne jest planowanie działania. Po drugie: poszukiwanie rady, co robić dalej. Po trzecie wreszcie: koncentracja na tym, co ma być zrobione. W sytuacji wybitnie niesprzyjającej, kiedy dalsze działanie może przynieść jedynie eskalację strat zostaje metoda czwarta: poddanie się. Optymiści, mówią badania, z reguły w zetknięciu z problemami mają tendencję do „brania byka za rogi”. To może być pięta Achillesowa optymistów, trzeba jednak pamiętać, że rozsądny optymista nie będzie uważał, że musi mu się udać. Jak pisze Segerstrom: „Na szczęście dla optymistów „robienie czegoś” niekoniecznie oznacza próbę zmiany sytuacji i dostosowanie jej do swoich oczekiwań. Czasem optymiści podejmują wysiłki w celu dostosowania się do sytuacji. (…) Na szczęście dla optymistów, wygląda na to, że są oni roztropni w wyborze strategii radzenia sobie.” Optymizm, jak wynika z badań, związany jest z następującymi strategiami skoncentrowanymi na emocjach: 1) Próbować zaakceptować to, co się dzieje; 2) Próbować zmienić swoje myślenie na ten temat; 3) Rozmawiać o emocjach, które się pojawiają. Strategie w rodzaju „Udawać, że nic się nie stało” są, jak delikatnie sugeruje Segerstrom, słabiej związane z optymizmem. „Wyniki wszystkich tych badań – pisze jeszcze badaczka – pokazują, że optymiści dopasowują styl radzenia sobie do sytuacji. Jeżeli sytuacja była nie do rozwiązania, jak na przykład trauma, optymiści nie byli bardziej skłonni do koncentracji na zadaniu niż pesymiści, ale byli bardziej skłonni do skupienia się na emocjach (koncentracja na emocjach).” I warto zapamiętać też to: „Jednak większość efektywnych strategii radzenia sobie, chociaż łatwiej przychodzą one optymistom, nie wymaga od ciebie bycia optymistą. Wystarczy, abyś miał takie podejście do sprawy, jak optymiści.” Trzeba też wspomnieć o ogólnej tendencji optymistów do angażowania się w cele. Pisze: „Możemy następnie zgeneralizować tę tendencję jako orientację optymistów na zachowanie i odzyskiwanie zasobów w sytuacjach stresowych poprzez ciągłą realizację celów. Możemy również zauważyć skuteczność tych działań przejawiającą się w tym, że strategie radzenia sobie są, w zależności od możliwości zmiany, kierowane na siebie lub sytuację.” W dalszym wywodzie Segerstrom łączy swoją teorię z twierdzeniami na temat świadomości nieuniknionej śmierci, która wyróżnia gatunek ludzki, a która, jak pisze, „daje nam motywację do wiązania się z czymś, co po nas przetrwa, zapewni nam pośrednią nieśmiertelność i zmniejszy nasz lęk przed śmiercią”.
12.
W tym krótkim tekście pomijam rozdział „Optymiści i ich relacje” (wniosek: „Pieniądze nie czynią nas szczęśliwymi, relacje owszem.”) i przechodzę do rozdziału „Optymiści i ich zdrowie”, ponieważ tu wyniki badań i eksperymentów są zaskakujące. Otóż wychodzi na to, że optymizm ma niezwykły wpływ na odporność. „Optymizm – pisze Segerstrom o wyniku jednego z testów – chronił przed wpływem stresu na układ odpornościowy, ale wyłącznie wtedy, gdy radzenie sobie ze stresem było łatwe. Jeżeli radzenie sobie ze stresem było trudne, optymizm sprawiał, że układ immunologiczny osób badanych był słabszy”. Dlaczego tak? Wyjaśnienie tego paradoksu jest stosunkowo łatwe: optymiści zwykli bez umiaru wykorzystywać swoje zasoby podstawowe (czas i energię), żeby chronić lub budować zasoby, w które już zainwestowali (np. status czy więzi rodzinne lub koleżeńskie). Jeżeli jednak – pisze Segerstrom – zbyt rozrzutnie szafujesz zasobami energetycznymi, zapłaci za to twój układ odpornościowy. Za często, jak wynika z badań, zdeklarowani optymiści, posiadacze, jak go nazywa Segerstrom, optymizmu dyspozycyjnego, żyją wedle zasady: „Ale jak wszystko zrobię i wszystko się ułoży, to będzie świetnie”. Niestety, doby nie da się wydłużyć, a energia, pieniądze i inne zasoby są ograniczone. Kiedy dwa lub więcej celów wymaga korzystania z tych samych zasobów, pojawia się konflikt zasobów. Bardziej optymistyczne osoby są bardziej zaangażowane w realizację celów i mniej chętnie z nich rezygnują, a w efekcie przeżywają więcej konfliktów. Bywa też, niestety, że rzeczywistość nie układa się, wysiłek wkładany w tworzenie zasobów w rozmaitych dziedzinach życia jest coraz większy, korzyści nie zjawiają się i wtedy układ odpornościowy zaczyna wysyłać sygnał, że coś jest nie tak, trzeba zmienić strategię życia, przemyśleć plany, cele i obowiązki. Jeden z eksperymentów wykazał, że: „Układy odpornościowe optymistycznych uczestników badania były obciążone wykonywanym zadaniem, ponieważ wkładali oni więcej wysiłku w jego rozwiązanie, a nie dlatego, że byli nim bardziej zestresowani.”
13.
Czy optymistyczna postawa ma słabsze strony? Pisze o tym Segerstrom w rozdziale „Wszystko jest dobre, zwłaszcza to, co złe. Optymiści i ich słabości”. Od razu też zaznacza: „te słabe strony są dużo mniejsze, niż niektórzy sądzą”. Często zarzuca się optymistom, że noszą „różowe okulary”, nie widzą tego, co negatywne, nie koncentrują się w wystarczającym stopniu na zagrożeniach. To prawda i Segerstrom pisze: „Jak można było się domyślać, osoby optymistyczne zwracają więcej uwago na słowa o pozytywnym wydźwięku, a bardziej pesymistyczne osoby zwracają więcej uwagi na słowa o negatywnym wydźwięku. Jednak szczególnie interesujące jest bezwzględne zaburzenie uwagi w kierunku pozytywnych lub negatywnych słów. Nawet najwięksi optymiści zwracali nieco uwagi na negatywne słowa, pesymiści po prostu zwracali na nie większą uwagę”. I tu jest klucz do wyższości spojrzenia optymistycznego i postawy optymistycznej nad pesymizmem. Po dokładniejszym zbadaniu, naukowcy doszli do wniosku, że to pesymiści zwracają na to, co negatywne, zbyt dużą uwagę. Optymiści zwracają tyle, ile konieczne. Pesymiści zafiksowują się na przeszkodach, blokują własne działania, są mistrzami obstrukcji, która do niczego dobrego nie prowadzi. Optymiści, gdy trzeba, potrafią spojrzeć krytycznie, nie zafiksowują się, nie stają w miejscu, nie przeżuwają – jednym słowem potrafią iść do przodu. Segerstrom podsumowuje to bardzo mocnym stwierdzeniem: „Jeżeli więc mówić o braku kontaktów z rzeczywistością, wyniki badań wskazują na pesymistów, a nie na optymistów. Nawet jeżeli optymiści zwracają większą uwagę na pozytywne bodźce, mają również na uwadze bodźce negatywne – zachowują oni równowagę. Zarówno krytyka, jak i pochwała będą ich przyciągały. Optymiści nie ugrzęzną w zespole jednego krytyka, ponieważ posiadają szerszą perspektywę”.
14.
W tym miejscu Segerstrom przystępuje do sformułowania teorii „pesymizmu defensywnego” – jest to jej oryginalny wkład w psychologie pozytywną, a zarazem ciekawy pomysł, idea warta przemyślenia. Segerstrom tak zaczyna swoją argumentację: „Antycypacja potencjalnych problemów jest mądrym posunięciem, ponieważ jeżeli widzisz, że zbliża się niebezpieczeństwo, możesz podjąć kroki, by go uniknąć. W rzeczywistości są ludzie, którzy przewidują nadejście złych wydarzeń po to, aby zmotywować się do zapobiegania im. Ludzie ci określani są mianem defensywnych pesymistów. (…) W odróżnieniu od pesymizmu dyspozycyjnego, pesymizm defensywny może być efektywną strategią.” Na czym zasadza się mądrość bycia defensywnym pesymistą? „Zarówno dyspozycyjni optymiści, jak i defensywni pesymiści – pisze Segerstrom – koncentrują się na tym, jak poradzić sobie z problemami i pracować nad osiągnięciem celów. Dyspozycyjni pesymiści wolą unikać myślenia o problemie lub całkiem się poddają”. Mówiąc jeszcze prościej: optymiści dyspozycyjnie stosują strategię pesymizmu defensywnego – i zgadzało by się to z odkryciami Martina E. P. Seligmana, a konkretnie z jego teorią optymizmu elastycznego. Czym jednak różni się bycie dyspozycyjnym optymistą, defensywnym pesymistą od pesymisty dyspozycyjnego? „Zarówno dyspozycyjni optymiści – pisze Segerstrom – jak i defensywni pesymiści mają za sobą historię sukcesów, gdy tymczasem dyspozycyjni pesymiści mają za sobą historię porażek”. „Bycie optymistą – dowodzi kawałek dalej Segerstrom i można to traktować jak podsumowanie tej części książki – nie gwarantuje, że będziesz oczekiwał najlepszego we wszystkich dziedzinach życia. To, czego się spodziewamy w naszych relacjach, w pracy oraz jak oceniamy nasze umiejętności jazdy samochodem zależy od wielu więcej czynników niż nasze cechy osobowości”. Stąd wniosek, który mnie wydaje się najważniejszym w tej książce: nie ważne, czy uważasz się za optymistę czy pesymistę, nieważne, czy masz optymistyczne myśli czy pesymistyczne, jedno, co ważne, to twój styl działania. Jeśli działasz jak optymista, możesz sobie być pesymistą. Segerstrom ujmuje to tak: „Jednak im dłużej zajmuję się badaniem optymizmu, tym bardziej dochodzę do przekonania, że korzyści, jakie niesie optymizm, są tylko częściowo związane z byciem optymistą. To znaczy, posiadanie optymistycznych przekonań to dopiero początek. Resztę drogi musisz przejść, robiąc coś. Optymistyczne przekonania czynią życie optymistów lepszym, ponieważ sprawiają, że optymiści zachowują się w określony sposób.”
15.
Podsumowanie. Z badań opisanych przez Suzanne C. Segerstrom wynika, że optymiści bez umiaru wykorzystują swoje podstawowe zasoby – czas i energię – żeby chronić zasoby, w które zainwestowali: status (praca, nauka), relacje społeczne (więzi z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi). Jeżeli jednak zbyt rozrzutnie szafujesz zasobami energetycznymi – przestrzega Segerstrom – możesz przypłacić to osłabieniem układu odpornościowego. Optymiści częściej niż pesymiści angażują się w wyczerpujące projekty, argumentując za kosztami, jakie ponoszą, jak jednak z koleżanek badaczki, która wzięła sobie ewidentnie za dużo zajęć, komentując to w typowy dla optymistki sposób: „Ale jak wszystko się ułoży, to będzie świetnie”. Wyobrażenie pozytywnej przyszłości dopingowało ją do ekstremalnego wysiłku w teraźniejszości. Bez zastanowienia nad kosztami takiej rabunkowej gospodarki własnymi zasobami podstawowymi. Można powiedzieć nawet, że zaharowani optymiści żyją na krawędzi odpornościowej częściej niż uciekający od mogących popsuć im nastrój wyzwań pesymiści. Na szczęście, jak zauważa Segerstrom, optymistom najczęściej udaje nie polecieć z tej krawędzi w przepaść. Bywa jednak, że nadmiar pracy, a zwłaszcza nadmiar celów do zrealizowania powodują u optymistów frustrację. Wierzą, że podołają jeszcze jednemu zadaniu, jeszcze jednemu spotkaniu, jeszcze jednej pracy dodatkowej, tymczasem organizm wszczyna alarm. Negatywne emocje są brzęczykiem. Segerstrom: „Jeżeli nawet optymiści są czasem zbyt wytrwali, to jest to inny rodzaj błędu, niż błąd pesymistów, którzy nie są wystarczająco wytrwali. Nie są to równorzędne rodzaje błędów i błąd optymistów może dawać lepszą ocenę na temat mądrego postępowania w różnorodnych sytuacjach.”
Suzanne C. Segerstrom, „Jak przełamać prawo Murphy’ego. Jak pesymiści mogą osiągnąć to, co realizują optymiści”. Przeł. Grzegorz Baster. Wydawnictwo WAM, Kraków 2009.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.