– Co to takiego optymizm? – spytał Kakambo. – Ach – odparł Kandyd – to obłęd dowodzenia, że wszystko jest dobrze, kiedy nam się dzieje źle.
Wolter, „Kandyd, czyli optymizm”
Każdy ma swój mur, każdy kiedyś dochodzi do punktu, w którym ogarnia go zniechęcenie. To, co robisz, kiedy napotkasz na ten mur, wyznacza różnicę między bezradnością a zaradnością, między porażką a sukcesem.
M.E.P. Seligman, „Optymizmu można się nauczyć”
1.
Słowa „optymizm” pierwszy użył Wolter w „Kandydzie”. Przyjęło się i dziś nikt chyba nie wyobraża sobie, by z tego poręcznego sformułowania nie korzystać. Niestety, już pierwsze użycie było nacechowane negatywnie i dla wielu nic się w tej materii nie zmieniło, myślą jak Kandyd: optymizm to obłęd dowodzenia, że jest dobrze, kiedy jest źle. Pesymista, zgryźliwiec, sceptyk chichoczą, słysząc definicję Woltera. Lecz, o dziwo, optymista też nie ma nic przeciwko takiemu postawieniu sprawy. Niech będzie, że optymizm dowodzi, że jest dobrze, kiedy nie jest. Bo – czy na pewno nie jest? Ale, żarty na bok. Historia dochodzenia do wiedzy o szczęściu i jego wpływie na życie ludzkie jest w dużej mierze historią sporów między teoriami psychologicznymi: psychoanalizą, behawioryzmem i reprezentowaną przez Seligmana psychologią pozytywną. Seligman wplata w swój wywód zarys tych sporów, przekonująco argumentując na rzecz badań nad optymizmem – i to jest także fascynująca część jego książek: obserwować, jak toczył się spór o ludzką duszę i – to najważniejsze – szczęście. Czemu jest to takie ciekawe. Ponieważ Seligman prowadzi nas przez kolejne stadia ewolucji: od znerwicowanego, ćwiczącego pesymizm homo dysphorus do kreatywnej, lecz oddzielonej od czegoś większego niż ona sama, przez co depresyjnej jednostki maksymalnej. Przed nami, zdaje się sugerować badacz, kolejny etap: człowiek zintegrowany, korzystający z elastycznego optymizmu, a więc umiejący wybrać, kiedy być optymistą, a kiedy umiarkowanym pesymistą. Ale – wróćmy do „Optymizmu można się nauczyć”. Jak korzystać z optymizmu? – zapyta ktoś niecierpliwy. – Czy są jakieś uniwersalne zasady. Tak, są i nawet proste. Dla tych wszystkich, którzy nie mają zamiaru czytać całego tekstu, podaję je od razu. Aby okazać się optymistą rozsądnym trzeba jedynie w danej sytuacji odpowiedzieć na pytanie, jakie są koszta ewentualnej porażki. Jeśli koszt porażki jest wysoki – mówi Seligman – to optymizm jest w takiej sytuacji niewłaściwą strategią. Jeśli natomiast koszt niepowodzenia jest niski, warto kierować się optymizmem. Przykład? Akwizytor, jeśli wykona telefon do kolejnego klienta, może jedynie stracić kilka chwil na rozmowę, nic więcej. Warto więc, żeby podszedł do tego zadania z optymizmem, a nuż tym razem, ten właśnie klient będzie zainteresowany ofertą. Ale już imprezowicz, zastanawiający się, jechać czy nie jechać samochodem po alkoholu, ryzykuje wiele – zdrowie i życie, swoje i tych na drodze – powinien więc zastosować pesymistyczny styl wyjaśniania, który dla optymisty w takim momencie jest niczym innym, jak zwykłym zdrowym rozsądkiem. Oto cały sekret. Teraz tych, którzy czują niedosyt, zapraszam do dalszej lektury.
2.
„Większość psychologów – pisze Seligman w rozdziale „Dwa sposoby patrzenia na życie”, czyniąc tym samym wprowadzenie do tego, czym para się psychologia pozytywna tak, jak on, jej twórca i pionier, ją rozumie – zajmuje się przez całe życie tradycyjnymi kategoriami problemów: depresją, sukcesem, zdrowiem, klęskami politycznymi, przedsiębiorstwami, rodzicielstwem i tym podobnymi sprawami. Ja natomiast od początku swej pracy starałem się stworzyć nową kategorię, która przebiega przez większość kategorii tradycyjnych. Postrzegam wydarzenia jako osiągnięcia lub porażki w sprawowaniu kontroli nad własną osobą.” Co mają wspólnego sprawowanie kontroli nad własną osobą i optymizm? Wiele, wystarczy, że zgodzimy się z Seligmanem, że cechą charakterystyczną pesymistów jest to, iż uważają, że złe wydarzenia będą trwały długo, zaważą na wszystkich ich działaniach i wynikają z ich winy. Takie myślenie to zdecydowane pozbawienie się kontroli, zdanie na ślepy los, a w najgorszym przypadku – bezradność, załamanie, depresja i zero spokojnego życia. Optymiści inaczej. Ci uważają, jak pisze Seligman, że porażka jest tylko chwilowym niepowodzeniem, a jej przyczyny ograniczają się tylko do tego jednego przypadku. Winą za klęskę nigdy nie obarczają siebie, przypisują ją okolicznościom, przypadkowi, albo działaniu innych. „Te dwa rodzaje myślenia o przyczynach niepowodzeń – stwierdza Seligman – mają istotne konsekwencje. Ale, co ważne, sposób myślenia nie musi być niezmienny. Jednostka może wybierać sobie sposób myślenia w zależności od sytuacji i potrzeb.” Już? To mają być te rewelacje? Przecież – powie ktoś – to przypomina czary-mary spod znaku pozytywnego myślenia. Owszem, być może, ale to co innego. „Wyuczony optymizm – Seligman ukróca tego typu porównania – nie jest bynajmniej ponownym odkryciem potęgi myślenia pozytywnego. (…) Istotne jest to, co myślimy, kiedy spotykają nas niepowodzenia. Ważna jest potęga myślenia nienegatywnego. Główna technika optymizmu polega na odrzuceniu zgubnych dla nas stwierdzeń, które przychodzą nam na myśl, kiedy spotykają nas niepowodzenia będące udziałem wszystkich ludzi.” To jest kompletnie inne podejście, niż propagowane przez Josepha Murphy’ego i wystarczy porównać „Potęgę podświadomości” z którąkolwiek z prac Seligmana, by jasnym się stało, że psychologia pozytywna to nie, jak on sam z przekąsem o tym mówi, „szczęściologia”.
3.
Skoro nie jest to szczęściologia – zapyta ktoś zawiedziony, kto czekał na kolejnego guru, oferującego łatwe rozwiązania – to czemu miałbym chcieć dowiadywać się o tym więcej. Odpowiedź: „ponieważ to ciekawe” – nie każdego usatysfakcjonuje. Zaryzykuję więc inną. Ponieważ to, co Seligman ma do powiedzenia w kwestii osiągania sukcesu w życiu prywatnym i zawodowym, ściśle łączy się z jego badaniami, eksperymentami i wnioskami, jakie zaprezentował w książkach. Tradycyjne rozumienie sukcesu – twierdzi Seligman, z miejsca uderzając w najwrażliwszy punkt współczesności – wymaga rewizji. „Według tradycyjnych wyobrażeń – czytamy w „Optymizmu można się nauczyć” – na sukces składają się dwa czynniki. Pierwszym są zdolności lub talent. Drugim jest chęć albo motywacja. Uważam, że tradycyjne wyobrażenia o sukcesie – komentuje tę teorię Seligman – mają istotne braki. Kompozytor może mieć talent Mozarta i wielkie pragnienie sukcesu, ale jeśli będzie sądził, że nie potrafi komponować, niczego nie osiągnie. Po prostu nie będzie się wystarczająco mocno starał. Kiedy ulotna melodia nie będzie się długo dawała zmaterializować, zrezygnuje z wysiłków, żeby ją zapisać. Sukces wymaga wytrwałości, umiejętności niepodawania się w chwilach niepowodzeń. Jestem przekonany, że kluczem do wytrwałości jest optymistyczny styl wyjaśniania.” Czym jest „styl wyjaśniania”. Styl wyjaśniania, definiuje to ważne ogniwo swojej teorii Seligman, to sposób, w jaki zwykle tłumaczymy sobie, dlaczego coś się wydarza. Modyfikuje on w znacznym stopniu wyuczoną bezradność. Optymistyczny styl wyjaśniania kładzie kres bezradności, natomiast pesymistyczny styl wyjaśniania jeszcze ją pogłębia. A czym jest „wyuczona bezradność”, którą Seligman badał jako pierwszą i od której wszystko się zaczęło? Wyuczona bezradność – warto tę definicję zapamiętać – jest poddaniem się, zaprzestaniem działania wynikającym z przekonania, że cokolwiek się zrobi, nie będzie to miało żadnego znaczenia. Wyuczona bezradność, styl wyjaśniania – co dają nam te odkrycia? Jak można posłużyć się wiedzą o nich na co dzień?
4.
Nie trzeba długiego sporu, by wszyscy zgodzili się, że u podłoża pesymizmu leży bezradność. Ktoś czuje się bezradny, zakłada, że to się nie zmieni, a może nawet sytuacja ulegnie pogorszeniu i – tym jest pesymizm. Seligman badał wyuczoną bezradność na początku swojej kariery i po siedmiu latach eksperymentowania odkrył, jak pisze, zdając fascynującą relację z tego okresu w swoim życiu, że odporność na niepowodzenia nie musi być tajemnicą. Oraz – i to już był przełom – że można nauczyć się, jak być psychicznie odporniejszym na niepowodzenia, ergo: jak być optymistą. Przez następne piętnaście, jak pisze, badał fantastyczne możliwości, które wynikały z tego odkrycia. Najpierw trzeba było jednak ustalić, co składa się na wyjaśnianie. Okazało się, że są trzy wymiary wyjaśniania: stałość, personalizacja, zasięg. Stały charakter niepowodzeń to domena pesymistów. Oni „zawsze” i „za każdym razem” albo, gdyby spytać ich o coś dobrego, „nigdy”. Optymiści natomiast preferują wyjaśnianie niepowodzeń przy pomocy sformułowań typu: „tym razem”, „w tym wypadku”. Zasięg także może być różny. W przypadku pesymisty np. olbrzymi („Zawsze źle to robię”) lub, kiedy podobna katastrofę czy wpadkę ocenia optymista, ograniczony („Tym razem mi nie poszło”). A personalizacja? Cóż, można mówić: „To moja wina” lub: „To przez niech/niego/okoliczności”. Pesymista weźmie wszystko na siebie, optymista, niczym Murdoch tłumaczący się z podsłuchów zakładanych przez jego podwładnych z gazety: „Zaufałem niewłaściwym ludziom”. Znaczy się: oni winni, nie ja. Ja byłem jedynie nazbyt ufny. Celowo podaję tak kontrowersyjny przykład, gdyż optymistą zarzuca się, że nie dostrzegają swoich wad i błędów. Tak, to prawda. Ale też żyją dłużej i lepiej. Cóż, wybór, jak masz tłumaczyć to, co cię spotyka, należy do ciebie. Tylko pamiętaj: wyjaśnienia mogą dawać lub odbierać nadzieję. I jeszcze jedno: „Ludzie, którzy obwiniają za niepowodzenia siebie – twierdzi Seligman i trudno odmówić mu racji – mają w konsekwencji niskie mniemanie o sobie. Uważają, że są bezwartościowi, nie mają do niczego talentu i nie wzbudzają niczyjej sympatii, nie mówiąc już o miłości. Ci, którzy winę składają na czynniki zewnętrzne, nie tracą dobrego mniemania o sobie, gdy spotyka ich niepowodzenie. Ogólnie biorąc, podobają się sobie bardziej niż ci, którzy winą za niepowodzenia obarczają siebie.” To, co może znaleźć zastosowanie w życiu codziennym, daje się też użyć przy opisie zdrowia i choroby. Jest dowiedzione, że według osób niedepresyjnych wydarzenia niepomyślne mają źródło na zewnątrz, ograniczony zasięg i są chwilowe. Za to wydarzenia pomyślne mają źródło wewnątrz, zasięg uniwersalny i są stałe. Osoby niedepresyjne, jak łatwo zauważyć, oceniają sytuację inaczej niż zdeklarowani pesymiści.
5.
Seligman dużo miejsca poświęca depresji. Opisuje jej trzy rodzaje i wiąże je ze stylem wyjaśniania. Pesymistycznym, rzecz jasna. „Przepis” na depresję jest prosty: depresja równa się pesymizm plus niepowodzenie. Czym kończy się pesymizm w sytuacji niepowodzenia? „Przeżuwaniem myśli”, czyli tzw. ruminacją. A jest to podstawa depresji. „Przeżuwacz myśli – pisze jednak Seligman – może być optymistą albo pesymistą. Przeżuwacze myśli, którzy są pesymistami, są w niebezpieczeństwie.” Dlaczego? Ponieważ – czytamy dalej w „Optymizmu można się nauczyć – łańcuch pesymizm – przeżuwanie myśli prowadzi do depresji. Najpierw istnieje jakieś zagrożenie, wobec którego jesteś – twoim zdaniem – bezradny. Powiedzmy, że tym zagrożeniem są starość i śmierć, powszechne i nieuniknione, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. „Potem – kontynuuje Seligman – szukasz przyczyny tego zagrożenia i – jeśli jesteś pesymistą – znajdujesz taką, która jest stała, ma zasięg uniwersalny i znajduje się w tobie.” Cóż, zagrożenia, jakie wymieniłem, obiektywnie rzecz biorąc są stałe, mają zasięg uniwersalny i na pewno znajdują się także we mnie. „W rezultacie – kończy wywód Seligman – spodziewasz się, że również w przyszłości i w innych sytuacjach będziesz bezradny. Jest to zupełnie świadome oczekiwanie, ostatnie ogniwo w tym łańcuchu, które wyzwala depresję.” QED. Konkluzja Seligmana: „To przewidywanie bezradności może zdarzać się rzadko, ale może też trwać stale. Im bardziej jesteś skłonny do przeżuwania myśli, tym częściej się pojawia. Rozmyślanie o tym, jak kiepsko stoją sprawy, rozpoczyna ten cykl. U przeżuwaczy myśli proces ten trwa cały czas. Najdrobniejsza rzecz przypominająca o pierwotnym zagrożeniu uruchamia ponownie cały proces i poprzez przewidywanie niepowodzenia prowadzi do depresji. Osoby, które nie przeżuwają myśli, z reguły unikają depresji, nawet jeśli są pesymistami.”
6.
Jak zatem radzić sobie z depresyjnymi stanami? Rozwiązaniem może być, sugeruje Seligman, terapia kognitywna. Terapia kognitywna stosuje pięcioetapową taktykę w walce z depresją. Po pierwsze, pacjent uczy się rozpoznawać automatyczne myśli, które przemykają przez jego świadomość w chwilach, kiedy czuje się najgorzej. Po drugie: pacjent uczy się kontrować te negatywne automatyczne myśli, zbierając dowody, które im przeczą. Po trzecie, pacjent uczy się tworzyć nowe wyjaśnienia, zwane reatrybucjami i stosować je w zwalczaniu myśli automatycznych. Po czwarte, pacjent uczy się uwalniać od przygnębiających myśli. Uczy się nie przeżuwać uporczywych, negatywnych myśli. Po piąte, pacjent uczy się rozpoznawać założenia, które zawierają zarodek depresji założenia, kierujące w znacznym stopniu jego poczynaniami, takie jak np.: „Nie mogę żyć bez miłości” czy „Skoro mi nie wyszło, to znaczy, że jestem do niczego” itp. Badania dowodzą, że terapia kognitywna jest skuteczna, ponieważ – jak pisze Seligman – daje jednostce zestaw technik zmieniających jej styl wyjaśniania, a w konsekwencji – życie na lepsze. Wniosek Seligmana w sprawie depresji jest następujący: „Podstawowa prognoza wypływająca z mojej teorii jest taka, że ludzie, którzy doznają niepowodzeń, ale mają optymistyczny styl wyjaśniania, raczej jej nie ulegną.”
7.
W rozdziale 7 pt. „Dzieci i rodzice: Geneza optymizmu” Seligman zajmuje się źródłami stylu wyjaśniania, śledzi jego konsekwencje i zastanawia się, jak można zmienić styl pesymistyczny na optymistyczny. Na początek test. Potem teoria, dlaczego dzieci czują się bezradne: trzy hipotezy. Pierwsza: wszystko zależy od stylu wyjaśniania, jakim posługuje się matka. Jeśli matka jest pesymistką i ma negatywny styl wyjaśniania, dziecko uczy się, że tak właśnie – wrogo i boleśnie dla niego – urządzony jest świat. Niestety, poziom optymizmu matek i dzieci jest bardzo podobny – korelacja ta powinna dać do myślenia kobietą wychowującym dzieci, w rodzinie lub samotnie. Seligman pisze wprost: „Jeśli matka jest optymistką, to wspaniale, ale jeśli jest pesymistką, to może być prawdziwym nieszczęściem dla dziecka.” Druga hipoteza upatruje przyczyn depresji u dzieci w nadmiernym krytycyzmie ze strony dorosłych. Hipoteza trzecia dotyczy kryzysów życiowych u dzieci, a dokładnie: dojrzewaniem dzieci w okresach kryzysowych. Rzecz jasna najciekawsza jest hipoteza pierwsza i jej też Seligman poświęca najwięcej miejsca. Przyjrzenie się wszystkim hipotezom prowadzi Seligmana do wniosku, że są dowody na istnienie trzech źródeł wpływów na styl wyjaśniania dzieci. Pierwszym jest forma wyjaśniania niepowodzeń, które słyszy od matki i, w nieco mniejszym stopniu, ojca. Drugim jest forma uwag krytycznych, których wysłuchuje. Trzecim jest natura strat i urazów, których doświadcza.
8.
Osobno pisze Seligman o wpływie swojej teorii na sportowców i trenerów, którzy z niej skorzystali. W dalszej części zajmuje się wpływem swojej teorii na zdrowie. W rozdziale tym przedstawia cztery sposoby, w jakie wpływa na nas optymizm. Teoria wyuczonej bezradności zakłada, że optymizm może wpływać na dobry stan zdrowia na cztery różne sposoby. Pierwszy sposób polega na zapobieganiu bezradności – do tego optymizm przydaje się zdecydowanie. Drugi sposób zasadza się na przestrzeganiu zdrowego trybu życia i zasięganiu porad lekarskich. Pesymista rzadziej dba o zdrowie, twierdzi Seligman. Pesymista jest przekonany, że dbanie o zdrowie nie ma sensu, więc „po co się starać?”. Trzeci sposób dotyczy liczby niepomyślnych wydarzeń przytrafiających się danej osobie. Oczywiście, więcej zdarzeń niepomyślnych ma miejsce w życiu pesymisty. Czwarty sposób, w jaki optymizm wpływa na życie, dotyczy zdolności utrzymywania, pielęgnowania i rozwijania przyjaźni. Tu także optymista ma się lepiej.
9.
Dalsze rozdziały mówią o zastosowaniach teorii wyuczonego optymizmu w polityce, religii, kulturze. Seligman przedstawia swoją wersję wydarzeń z okresu wyborów prezydenckich w Ameryce w latach 1948-1984, ukazując inne oblicze demokracji i potwierdzając przypuszczenia tych komentatorów, którzy zarzucają nadmiernie optymistycznie nastawionym politykom granie na emocjach tłumów pragnących happy endu. Ponieważ, choć zdumiewające, nie jest to najważniejsze w tej książce, przejdę od razu do części trzeciej „Optymizmu można się nauczyć”, mającej tytuł „Przemiana: od pesymizmu do optymizmu”. Pisze tutaj Seligman: „Optymistę spotyka w życiu tyle samo niepowodzeń i tragedii, co pesymistę, ale optymista znosi to lepiej.” Nie oddaje się luminacji, czyli nie przeżuwa straty czy porażki, podnosi się, idzie dalej, działa z nieustającą werwą, aż wreszcie – osiąga to, na czym mu zależało. Optymista odnosi większe sukcesy w pracy, szkole czy na boisku. Czy jest jakaś dobra wiadomość dla pesymistów? Tak. Zawsze mogą spróbować nauczyć się optymizmu. Przemiana pesymisty w optymistę – zaznacza Seligman – nie polega na tym, by nauczyć się, jak być większym egoistą, człowiekiem pewnym siebie i arogantem, narzucającym innym swoje ja, lecz na tym, by nauczyć się zestawu technik, które umożliwiają skuteczną rozmowę z samym sobą w chwilach niepowodzeń. Jak rozmawiać z samym sobą, by ujrzeć sprawy w korzystniejszym świetle. Ktoś mógłby jednak zapytać, czy nauczenie się optymizmu nie jest równoznaczne z wyrzeczeniem się realizmu? Seligman uważa, że to bardzo istotne pytanie i dlatego proponuje koncepcję optymizmu elastycznego, pozwalającego wybrać sposób patrzenia na rzeczywistość w zależności od sytuacji.
10.
TPS: Trudność, przekonanie, skutek. Oto kolejna zdobycz teorii wyuczonego optymizmu: schemat modelu TPS (ang. ABC, od słów: adversity, relief, consequence). Opracowany przez Alberta Ellisa i zaadaptowany przez Seligmana dla potrzeb jego metody. Pierwszym krokiem do skorzystania z TPS jest ustalenie T, czyli nazwanie Trudności. Następnie, w drugim kroku, trzeba nazwać Przekonanie powstałe na skutek Trudności. Ostatni etap to określenie Skutku, czyli stwierdzenie, do czego doprowadziła Trudność wyjaśniona Przekonaniem. Przykład: Trudność: „W pracy się na mnie wściekli.” Przekonanie: „A to durnie. Co oni sobie myślą? Beze mnie by sobie nie poradzili.” Skutek: „Czuję się głupio i źle. Jest mi przykro, że nie załatwiłem tego lepiej”. Czy to już wszystko? Oczywiście: nie. Jeżeli widzimy, jak niszczące są nasze przekonania, warto spróbować je zmienić. Są dwa sposoby uporania się z pesymistycznymi przekonaniami, kiedy już je sobie uświadomimy. Pierwszy polega na odwróceniu uwagi od negatywnych myśli i zwróceniu jej gdzie indziej. Drugim jest, pisze Seligman, zakwestionowanie ich w rozmowie z samym sobą. Metoda pierwsza – odwrócenie uwagi – w praktyce może wyglądać tak, że skupiamy się na otoczeniu, jego dźwiękach, kolorach, starając się zakotwiczyć w chwili obecnej przez uświadomienie sobie całego kontekstu „tu i teraz”. Podobne jest to do praktyk uważności znanych z zen i bliskie technice dostrojenia (org. bridging) Stanleya H. Blocka. W sposobie drugim – rozmowa z samym sobą – do schematu TPS dołożyć trzeba Z, jak Zakwestionowanie, oraz W, jak Wynik. Wtedy całość przemyśleń może wyglądać np. tak: Trudność: „W pracy się na mnie wściekli.” Przekonanie: „A to durnie. Co oni sobie myślą? Beze mnie by sobie nie poradzili.” Skutek: „Czuję się głupio i źle. Jest mi przykro, że nie załatwiłem tego lepiej”. Zakwestionowanie: „Wiem, że potrafię porozmawiać raz jeszcze i wyjaśnić sytuację.” Wynik: „Wiedząc, że to było chwilowe nieporozumienie i że jest szansa poprawy sytuacji czuję się znacznie lepiej, mam siłę, żeby działać, zostawiając chwilowe kłopoty i nieporozumienia za sobą.” Sprawą zasadniczą jest – pisze Seligman – uświadomienie sobie, że PRZEKONANIA SĄ TYLKO PRZEKONANIAMI. Które mogą, ale nie muszą stwierdzać fakty. To, ze się jest o czymś przekonanym (np. „jestem nie taki, jak oni chcą, żebym był”, czy „nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie kocha”) nie znaczy wcale, że tak jest istotnie. Trzeba – pisze Seligman – na moment zawiesić nasze przekonania i zdystansować się od swoich pesymistycznych wyjaśnień, przynajmniej na czas ich zweryfikowania. Trzeba, mówiąc w skrócie, nauczyć się przedstawiać Dowody zaprzeczające pesymistycznym przekonaniom. Trzeba wskazać Alternatywy dla czarnych scenariuszy tworzonych w pesymistycznym umyśle. Trzeba umieć podać Implikacje dla okropnych, dołujących przekonań, czyli racjonalnie określić, co jest naprawdę strasznego w tym czy tamtym. Wreszcie trzeba zastanowić się nad Przydatnością myśli, jakie żywimy. Czasami – pisze Seligman – zamiast zastanawiać się nad słusznością swoich przekonań i kwestionować je, lepiej jest nie myśleć o nich i robić swoje. W podsumowaniu tego rozdziału Seligman radzi: „Za każdym razem, gdy będziesz przybity, niespokojny czy zły, sprawdź, co mówisz sobie w duchu. Niekiedy okaże się, że twoje przekonanie jest prawdziwe. W takim przypadku skoncentruj się na szukaniu sposobów, dzięki którym można zmienić sytuację i zapobiec temu, aby trudności nie przeobraziły się w katastrofę. Zwykle jednak twoje negatywne przekonania są zniekształconym obrazem rzeczywistości. Zakwestionuj je. Nie pozwól, by zniszczyły twoje życie emocjonalne. W przeciwieństwie do diety, wyuczony optymizm łatwo jest zachować, kiedy już zacznie się go stosować. Kiedy nabierzesz wprawy w kwestionowaniu swoich negatywnych przekonań, twoje życie stanie się łatwiejsze i będziesz dużo szczęśliwszy.”
11.
Rodziców zainteresuje być może rozdział o uczeniu optymizmu dzieci, a menedżerów zainteresuje zapewne rozdział „Optymistyczna organizacja”, w którym Seligman wypunktowuje trzy pożytki z optymizmu. Po pierwsze: selekcja. Jednostki optymistyczne pracują wydajniej, szczególnie w trudnych sytuacjach, niż pesymiści. Talent i energia nie wystarczą. Bez niezłomnej wiary w sukces, talent i niewyczerpana energia mogą nie dać żadnych rezultatów. Po drugie: dobór. Trzeba wiedzieć, gdzie przyda się optymista, a gdzie nie zaszkodzi odrobina zdrowego pesymizmu. Seligman wskazuje zawody odpowiednie dla optymistów oraz takie, gdzie sprawdzić się może umiarkowany (ale nie depresyjny!) pesymista. Trzecią korzyścią jest uczenie się optymizmu w pracy.
12.
Ostatnią część „Optymizmu można się nauczyć” zajmują wywody Seligmana na temat depresyjnej natury współczesności. Żyjemy, pisze badacz, w epoce samokontroli, samodoskonalenia i decydowania o samym sobie. Rolę i wagę jednostki wyolbrzymia się tak bardzo, że bezradność pojedynczej osoby uważa się za coś, czemu trzeba zaradzić i co trzeba leczyć, a nie za to, co los jej przepisał i zgotował. Kiedy jednostka ma dużo pieniędzy do wydania, pisze dalej Seligman, indywidualizm staje się panującym – i przynoszącym niezłe zyski – światopoglądem. Nastąpiła też wyraźna zmiana w samej jednostce. Współczesna jednostka nie jest, pisze Seligman, chłopem z zamierzchłych czasów, którego przyszłość była ściśle określona. On (a teraz i ona, skutecznie podwajająca rzesze nabywców towarów) biega jak oszalały, miotając się między swobodą wyboru, decyzją i preferencją. A rezultatem tego jest – tak brzmi konkluzja Seligmana – nowy gatunek jednostki – jednostka „maksymalna”. Bez względu na to – i ta uwaga Seligmana warta jest namysłu – czy to lepiej czy gorzej, jesteśmy społeczeństwem składającym się z jednostek maksymalnych. Wybieramy, co chcemy, z mnóstwa oferowanych nam towarów i usług, i sięgamy jeszcze dalej, by zyskać bardziej nieograniczoną swobodę wyboru. Tyle że towarzyszy temu depresja – główna choroba jednostek maksymalnych. Wnioski ze swoich rozważań Seligman wyciąga dwa. Po pierwsze, społeczeństwo, które – jak nasze – wyolbrzymia rolę jednostki kosztem społeczności będzie nękane depresją. Po drugie: musi pojawić się brak sensu życia, ponieważ, twierdzi profesor, niezbędnym warunkiem tego, co mogłoby być sensem naszego życia, jest bycie większym i ważniejszym od nas samych. Krótko mówiąc, jednostka, która sensem życia czyni siebie, w szybkim czasie zaczyna odczuwać brak sensu w życiu. Jaka jest na to recepta? Seligman odpowiada: moralny jogging. Czyli np.: dobroczynność, działalność społeczna, zainteresowanie biednymi, bezdomnymi, chorymi i wykluczonymi, a także hojność i wdzięczność na co dzień. Brzmi staroświecko? Być może. Jest jednak niezaprzeczalnym faktem, że kiedy tylko przestaniesz kręcić się wokół własnego pępka i zaangażujesz w działalność na rzecz dobra powszechnego, to nada sens twojemu życiu. Wracamy do Arystotelesa: szczęście można odnaleźć jedynie poprzez działanie w szlachetnym celu.
M.E.P. Seligman, „Optymizmu można się nauczyć. Jak zmienić swoje myślenie i swoje życie”. Przełożył Andrzej Jankowski, Media Rodzina 2010.
Więcej o psychologii pozytywnej m.in. na stronie:
http://www.positivepsychology.org/aboutus.htm
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.