Zaskoczyć i przekonać (cz.2: ZWROT AKCJI)
Wszyscy to uwielbiamy: zwrot akcji. Niektórzy twierdzą nawet, że jak zapytać kogoś, o czym jest powieść, którą czyta, pierwsze co zrobi, to opowie nam scenę ze zwrotem akcji. Na przykład: o czym jest „W pustyni i w puszczy”? Jak to o czym? O Stasiu i Nel, dzieciach, które zostały porwane i wywiezione na pustynię, skąd uciekły i tułały się, a potem… Dość, już wystarczy. Widzisz? Jeśli nie wierzysz, sam spróbuj. Ja tymczasem wezmę inne przykłady, bardziej rozbudowane.
Pamiętacie Wormolda, brytyjskiego handlowca, mieszkającego w Hawanie? Tak, tego z „Naszego człowieka w Hawanie” Grahama Greena. Tego, który miał, jeśli dobrze pamiętam, rozrzutną córkę, więc aby zarobić dodatkowe pieniądze dał się zwerbować agentowi wywiadu. Praca nieciężka, a pieniądz solidny. Tak mu to przedstawiano. Zgodził się więc, co miał robić. Marny był jednak z Wormolda informator, facet wiedział, że się do tego nie nadaje. Ale od czego fantazja: zaczął fabrykować raporty, zmyślać źródła, twierdził nawet, że ma siatkę informatorów – i jakoś to szło. Oczywiście bał się, że w końcu prawda wyjdzie na jaw. Jak o tych jego wymysłach czytałem, też miałem obawy. I już, już byłem pewien, że go złapią, wywalą na twarz albo (w końcu praca agenturalna to nie przelewki) zabiją. Byłem pewien tego, ponieważ WSZYSTKO NA TO WSKAZYWAŁO, WSZYSTKO SZŁO W TYM KIERUNKU. A tu nagle – NO NIE! AUTOR ZASKOCZYŁ MNIE ZUPEŁNIE (to się nazywa ZWROT AKCJI, pomyślałem z podziwem, kiedy opadły emocje) – zmyślone raporty zaczęły się sprawdzać (sic!). Raporty zaczęły się sprawdzać, jak gdyby nie były bzdurami, a życie niefrasobliwego agenta stało się jedną wielką jazdą po bandzie. I dopiero teraz ta historia, od początku przecież zwariowana jak film z Charlie Chaplinem, stała się fascynująca i oderwać się od niej nie mogłem.
Albo weźmy początek „Przeminęło z wiatrem”. Scarlett O’Hara, pełna uroku panienka, jest w swoim żywiole: właśnie bawi się w owijanie sobie dookoła palca młodych Tarletonów, bliźniaków. Jest zakochana w kimś innym, Ashleyu, w dodatku pewna, że z wzajemnością, młodzieńcy bawią ją więc tylko swoim uwielbieniem, ale to nic dla niej nie znaczy. Bardziej obrotny z braci, Brent, w nadziei na choć jeden taniec ze Scarlett podczas zbliżającego się balu, chwyta się ostatniej deski ratunku: obiecuje, że jeśli ona zgodzi się zatańczyć, on wyjawi sekret, którego, co jasne, nie powinien wyjawiać. Zaciekawiona Scarlett zgadza się. Wciąż trzepocząca rzęsami, wciąż rozchichotana. NA WŁASNĄ ZGUBĘ się zgadza! Okazuje się bowiem, że sekretem jest fakt, iż Ashley (jej Ashley! jej piękny Ashley!) zamierza na balu zaręczyć się oficjalnie z Melanią (kto to w ogóle jest ta Melania?). I mamy potężny ZWROT AKCJI. Jeden z wielu w „Przeminęło z wiatrem”.
A zatem: co musisz wiedzieć o ZWROCIE AKCJI, jeśli chcesz trzymać czytelnika w napięciu, gryzącego palce i pewnego, że teraz to on na pewno nie może odłożyć tej książki? ZWROT AKCJI wywraca życie bohatera do góry nogami, zaprzeczając jego oczekiwaniom i, co ważniejsze, tokowi rozumowania czytelnika. ZWROT AKCJI nie jest niczym innym jak szokiem dla bohatera (i czytelnika). Jest niespodzianką (i to raczej przykrą, choć oczekiwano radosnej; rzadziej odwrotnie, czasem na koniec w komediach), która zamienia się w przeszkodę do pokonania (podczas gdy miała to być z dawna oczekiwana pomoc). Dawniej, za Arystotelesa, o ZWROCIE AKCJI mówiono perypetia i definiowano jako odwrócenie biegu zdarzeń wbrew oczekiwaniu, w kierunku przeciwnym intencjom działania postaci, a przy tym zgodnie z prawdopodobieństwem lub koniecznością. Zapamiętajmy to: zgodnie z prawdopodobieństwem lub koniecznością. Chodzi o to, jak pamiętamy, żeby być zaskakującym, ale też przekonującym. Wszystko musi więc być prawdopodobne i – po zebraniu dostępnych informacji – wyglądać na konieczne. Arystotelesowska perypetia wiąże się – i dobry ZWROT AKCJI w sprawnie napisanej powieści też będzie mieć ten element – z anagnórisis, czyli rozpoznaniem czy też poznaniem. Ja mówię na to: wstrząs poznawczy albo ujawnienie. Rozpoznanie (wstrząs poznawczy) jest to, według Stagiryty, zwrot od nieświadomości do poznania, prowadzącego do przyjaźni lub wrogości między postaciami, których stan szczęścia lub nieszczęścia został uprzednio określony. Nie ma co szukać daleko. Weź jakikolwiek serial, który oglądałeś. Ile to razy scenarzysta używał tej sztuczki: ktoś bardzo chce się czegoś dowiedzieć (jak Edyp chciał poznać tożsamość zabójcy Lajosa) i w końcu – dzięki trafieniu na jakiś przedmiot (list, nagranie, taśmę wideo) lub spotkaniu z kimś – dowiaduje się, czego chciał i… Nie, nic tu nie idzie po myśli tego bohatera czy bohaterki. Wręcz przeciwnie, pojawia się páthos, czyli cierpienie. Prawda być może, jak mówią pisma, wyzwala, ale najczęściej przynosi ból i wywraca życie do góry nogami. Wrogowie stają się przyjaciółmi, przyjaciele wrogami; los albo chaos w najbardziej ekstremalnej postaci wdzierają się z całą siłą w świat bohatera, starając się pozbawić go kontroli nad wydarzeniami (w dramacie greckim czy Shakespeare’owskim, często pozbawiają).
Jak zaplanować ZWROT AKCJI? Czy to w ogóle możliwe? Możliwe. I nawet nie takie skomplikowane. Wystarczy, na początek (bo to, o czym tu mowa, to fundamenty budowania historii) nauczyć się zadawać sobie jedno pytanie: jakie wydarzenie w tym momencie historii, którą opowiadam, byłoby najbardziej przeciwne do oczekiwań bohatera i czytelników. Tylko tyle. Weźmy raz jeszcze „Naszego człowieka w Hawanie”. Wormold jest oszustem. Zmyśla raporty dla wywiadu, który mu płaci, bo oczekuje się od niego, że jakieś raporty przyśle. Czego się spodziewa (i czego my, czytelnicy, się spodziewamy)? Że sprawa się wyda, oszust zostanie zdemaskowany. Co byłoby najbardziej niesamowitym, ale też możliwym rozwojem wypadków? Że fałszywe raporty staną się prawdziwe. Ponieważ sytuacja zacznie się przypadkiem układać tak, jak w tych raportach. Czy spodziewamy się tego? Ja się nie spodziewałem. Czy Wormold mógł to przewidzieć? Za prosty to w gruncie rzeczy człowiek, za poczciwy. Graham Greene zrobił nas wszystkich w balona, przewiózł na rollercoasterze i na koniec wysadził z wagonika skołowanych, ale też zadowolonych. Nie inaczej ma się sprawa z „Przeminęło z wiatrem”. Każda nadzieja Scarlett czy Rettha zostaje zaprzeczona w kolejnych ZWROTACH AKCJI. Los raz po raz rzuca tu bohaterom kłody, ich życie nie raz i nie dwa zostaje wywrócone do góry nogami. Ale wszystko jest przekonujące, Margaret Mitchell panuje nad opowieścią. W każdej chwili możesz zdjąć książkę z półki i sprawdzić.
Dlaczego PUNKT ZWROTNY jest taki ważny? Powiedziałbym, że dlatego, iż koniec końców to właśnie PUNKTY ZWROTNE sprzedają książkę czy film. Głębia głębią, piękne opisy przyrody pięknymi opisami, mądre myśli mądrymi myślami, dialogi tak, dialogi są bardzo ważne, ale większość czyta powieści i ogląda filmy czy seriale, aby być zaskoczonymi. Wrzuconymi w wir nieoczekiwanych zdarzeń i przekonanymi, że to, co najmniej prawdopodobne, było jednak możliwe. A nawet, że w zasadzie – nie mogło być przecież inaczej.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.