Nie jest trudno napisać słowo. Napisanie zdania, jeśli nie ma być długie, także nie jest problemem. Ale już napisanie następnego, które harmonizowałoby z poprzednim (bądź poprzednimi, jeśli jest którymś kolejnym) to zawsze wyzwanie. Gustaw Flaubert miał rację, gdy w jednym z listów stwierdził: „Porządek myśli – oto prawdziwa trudność.” „Porządek myśli” – jakie to z jednej strony proste i oczywiste sformułowanie, a jakie tajemnicze, jeśli wsłuchać się w nie chwilę dłużej. Wielu piszących dopiero z piórem w ręce (bądź dłońmi przyłożonymi do klawiatury laptopa) dowiaduje się, że te ciągi myśli, myślo-zdań czy myślo-obrazów, to nie jest coś, co się łatwo daje przełożyć z głowy na papier. W głowie, jak to ujął bohater pewnej powieści, każdy ma same niesamowitości. W głowie łatwo jest mieć niesamowitości i wyobrażać sobie, że te niesamowitości zwinnie i szybko przeskoczą na zapisywaną stronę. W głowie łatwo jest układać ciągi tych niesamowitości, jakie łatwo i bezkolizyjnie znajdą się na papierze – tyle że to złudzenie. W myślach wszystko jest tak naprawdę poszarpane, nieostre, tu wyolbrzymione, tam prawie niewidoczne, a uczynienie tego klarownym, zrozumiałym, a przy tym atrakcyjnym dla czytelnika, to nie jest zadanie dla kogoś, kto ma w głowie mętlik. Choć czasem ktoś, kto ma w głowie mętlik, może skorzystać z papieru i długopisu, aby uporządkować wrażenia, zharmonizować emocje, skomponować opowieść i – przy okazji – siebie. Przynajmniej tyle, by zamiast tego skupiska nieustannie zmieniających się wrażeń, zamiast tej wiązki sprzecznych impulsów, mających źródło w iskrzących dość bezładnie neuronach, chociaż przez moment mieć w sobie – i na papierze albo ekranie – obraz czegoś doskonalszego niż sam surowy materiał, jaki nosimy: wrażliwość i pamięć. Może nie będzie to od razu „Pani Bovary” (osobiście wolę „Szkołę uczuć”, ale „Pani Bovary” to zawsze bezpieczny wybór, jeśli chodzi o ukazanie porządku myśli w dziele znakomitego pisarza), ale nawet gdyby miała to być tylko „Wojna polsko-ruska…” czy inny „Gnój”, to już będzie dobrze.
Zbyt skomplikowane? To powiem inną historię, łatwiejszą. Otrzymałem niedawno do przeczytania tekst, którego autor prosił mnie o dyskrecję (nieujawnianie nazwiska), ale też o poradę. Dyskrecją nie będę się zajmować, nazwiska nie zamierzam ujawnić, nie o to zresztą chodzi. Rzecz w tym, czego ów autor chciał dla tekstu, nad którym biedził się od dłuższego czasu. „Coś mi w nim nie gra, nie wiem, o co chodzi – napisał. – Jestem pewien, że historia jest dobra, bohaterowie naprawdę mi się podobają i cieszę się, że to piszę, ale czasami czuję, nie mogę powiedzieć, że widzę, ale czuję, że te sceny nie są tak dobre, jak by mogły być. Nie mają tej dynamiki, jaką by mogły mieć. A przecież nawet dialogi są, pan zobaczy, niezłe”. Zobaczyłem. Przeczytałem. Zacząłem analizować. Dialogi naprawdę dobre. Bohaterów sam bym z tekstu nie wyrzucił, gdyby mi się tacy trafili. Ale faktycznie coś było nie tak, coś nie grało. Co to może być? Co tu się wydarzyło? Chodziłem wokół tej prozy i myślałem. „Porządek myśli”, olśniło mnie w pewnym momencie i aż miałem ochotę zdjąć z półki biografię Flauberta i ucałować podobiznę starego, spasionego buca, patrzącego z nadęciem z okładki. (Powstrzymałem się. W końcu trzeba ćwiczyć się w samokontroli.) Gdy tylko odkryłem, w czym leży problem, tekst, jaki miałem na ekranie stał się łatwiejszy do naprawienia. Ponieważ autor udzielił mi pozwolenia na grzebanie w plikach (pewnie miał oryginały), mogłem zacząć przestawiać zdania, słowa, akapity tak, aby uzyskać lepszy – taki był cel – porządek myśli. Po godzinie praca była skończona. Napisałem mejla, dodałem załącznik i odesłałem prozę, która od teraz powinna być – i nie tylko w moim odczuciu, lecz każdego, kto po nią sięgnie – dynamiczniejsza, soczystsza, klarowniejsza. A wszystko to tylko dlatego, że myśli autora, który oddał je swojemu narratorskiemu wcieleniu, zostały uporządkowane. Autor szybko mi odpowiedział. Że tak, teraz rozumie. I że już będzie wiedział, że nie chodzi tylko o to, by słowa były po sobie dobrze ustawione. Że istotny jest – może nawet najistotniejszy – porządek myśli.
Ważne jest zdać sobie sprawę, że piękno (tak, użyję tego tajemniczego i sponiewieranego słowa) tekstu, w którym porządek myśli jest rzeczywiście porządkiem, harmonia myśli jest naprawdę harmonią, a chaos, jeśli się pojawia, jest chaosem jedynie dla niewprawnego czytelniczego oka i ucha – otóż taki tekst jest czymś najlepszym, co się może udać napisać. Zatem nie takie bezzasadne jest zastanowienie się – najlepiej już po napisaniu pierwszej wersji tekstu – jak to teraz najlepiej poukładać? Co dać najpierw? Jaka powinna być kolejność zdań, akapitów? Gdzie opis pasuje, a gdzie dialog? Czemu coś „odstaje”? Czy ten obraz albo metafora, z której jesteśmy tak dumni (nasze „dzieciąteczko”), nie wygląda przypadkiem jak doczepione i nie zakłóca narracyjnego, zdaniowego toku? Zanim jednak siądziesz z tymi i podobnymi pytaniami do tekstu, nad jakim pracujesz, możesz zadać sobie jeszcze inne, równie istotne pytania. Czy kiedy piszesz, to myśli w twojej głowie płyną swobodnie czy skaczą? A może przepychają się jedna przed drugą, gmatwają, wpadają na siebie?
Ludzie, których uczyłem i uczę, wiedzą, że pierwsza zasada, jaką podaję na kursie, brzmi: „Nie myśl! Pisz!”. To jest naprawdę doskonała zasada, kiedy chcesz się z pisaniem rozpędzić. Ale potem, kiedy przychodzi moment, żeby przyjrzeć się temu, co wyszło, dobrze jest pytać i myśleć. Myśleć bez pośpiechu, dokładnie, precyzyjnie, i wygaszając ogniska chaosu, które pochłoną tekst, jeśli im na to pozwolisz.
Uwaga! Ostatnia książka Jakuba Winiarskiego to napisany wspólnie z Piotrem Ibrahimem Kalwasem „Archipelag islam. Czas Koranu, czas zmiany. Rozmowy bez cenzury”.
Książkę można zakupić na stronie wydawnictwa Błękitna Kropka:
http://www.blekitna.pl/tytuly/archipelag-islam/
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.