Rola i problemy pisarza (wg J.G. Ballarda)
„Żyjemy na kartach jednej ogromnej powieści rzeki. Rola pisarza w coraz mniejszym stopniu polega na wymyślaniu fikcyjnej fabuły tej powieści. Fikcja już w niej istnieje. Zadaniem pisarze staje się wymyślanie rzeczywistości.
Dawniej przyjmowaliśmy zawsze, że otaczający nas świat zewnętrzny, choć często pogmatwany i niestabilny, reprezentuje rzeczywistość, natomiast wewnętrzny świat naszych dusz, ze swymi snami, nadziejami, ambicjami, to królestwo fantazji i wyobraźni. Role te, w moim mniemaniu, uległy teraz odwróceniu. Najrozważniejszą i najskuteczniejszą metodą zrozumienia świata, który nas otacza, jest przyjęcie założenie, że stanowi on zupełną fikcję – ten zaś malutki, pozostawiony nam węzeł rzeczywistości tkwi w nas samych. Klasyczne freudowskie rozróżnienie pomiędzy ukrytą a jawną zawartością marzeń sennych, pomiędzy tym, co pozorne, a tym, co rzeczywiste, trzeba obecnie stosować do zewnętrznego świata tak zwanej rzeczywistości.
Jakie zatem główne zadanie stoi, wobec tych transformacji, przed pisarzem? Czy może on jeszcze stosować techniki i perspektywy tradycyjnej dziewiętnastowiecznej powieści z jej płynną narracją, ściśle odmierzoną chronologią, z wyrazistymi postaciami zaludniającymi dostojnie swoje nisze w bezmiarze czasu i przestrzeni? Czy spoczywa na nim obowiązek sumiennego zakorzeniania postaci i osobowości głęboko w przeszłości, niespiesznego analizowania tych korzeni, badania najsubtelniejszych niuansów zachowań społecznych i osobistych powiązań? Czy pisarz ma jeszcze moralne prawo do kreowania samowystarczalnego, zamkniętego w sobie świata, obserwowania swoich bohaterów z pozycji badacza, skoro z góry zna odpowiedzi na wszystkie pytania? Czy wolno mu pomijać milczeniem wszystko, czego nie chce dociekać, z własnymi motywami, uprzedzeniami i dewiacjami włącznie?
Moim zdaniem rola pisarza, jego upoważnienie i koncesja na tworzenie uległy radykalnej przemianie. Śmiem twierdzić, że w pewnym sensie pisarz niczego już nie wie. Nie ma żadnego moralnego prawa do narzucania czegokolwiek. Jego rola sprowadza się obecnie do zaproponowania czytelnikowi wytworu swojej wyobraźni, zbioru opcji i możliwych do wyobrażenia alternatyw. Można go porównać do naukowca, który, bądź to biorąc udział w safari, bądź pracując w swoim laboratorium, natrafia nagle na nie zbadany teren czy temat.
Może jedynie wysuwać rozmaite hipotezy i konfrontować je z faktami.”
J.G. Ballard, „Wstęp” [w:] „Kraksa”, przeł. Jacek Manicki, Amber, Warszawa 1996.
W znacznej części zgadzam się z Ballardem, uważam jednak, że właśnie teraz, kiedy zadaniem pisarza staje się „wymyślanie rzeczywistości”, a jego rola zdaje się sprowadzać do „zaproponowania czytelnikowi wytworu swojej wyobraźni, zbioru opcji i możliwych do wyobrażenia alternatyw”, nic nie jest bardziej potrzebne jak doskonałe opanowanie warsztatu prozy XIX-wiecznej. Fikcja, kiedy coraz więcej tego, co nas otacza, jest fikcją lub, jak to mówią ludzie lubiący modne słówka, symulakrum, czyli, jak mówi definicja, obrazem, „który jest czystą symulacją, pozorującą rzeczywistość albo tworzącą własną rzeczywistość” – otóż ta właśnie fikcja potrzebuje opisów nie tylko zdeformowanych wedle widzimisię pisarza, ale oddanych właśnie z jak największą precyzją przy pomocy spójnie wykreowanych postaci, zakorzenionych lub nie, ale pokazanych w całej ich złożoności. Wbrew Ballardowi nie uważam, że obecny świat z jego skupieniem na obrazie obrazu i poddający niemal wszystko wymogom spektaklu, zniwelował potrzebę używania tych pisarskich środków, jakie do perfekcji doprowadzili Flaubert, Tołstoj, Stendhal, Czechow, czy nawet Dickens. Środków, jakimi jeszcze Thomas Mann, Robert Musil, Hermann Broch, a po nich choćby Patrick White operowali z niezrównaną maestrią, nie tracąc z oczu skomplikowania świata. Obrazy otaczające dziś pisarza i narzucające się jego wyobraźni na pewno są bardziej złożone i w dodatku przenikają się nawzajem, zagarniając po drodze rozmaite płaszczyzny rzeczywistości, nie znaczy to jednak, że tylko przy pomocy jakiegoś zupełnie nowego zestawu pisarskich narzędzi można będzie oddać ten cudowny chaos, który przywykliśmy nazywać życiem w XXI wieku. Sam Ballard zresztą służyć może za przykład autora, który nie tyle zrezygnował ze zdobyczy prozy XIX-wiecznej, ile przyswoił jej narzędzia i techniki, doprowadzając grę swojej pisarskiej wyobraźni do szczytu nie przeciwko starym mistrzom, lecz właśnie idąc w ich ślady tak daleko, jak to było możliwe, biorąc pod uwagę całą tę wielką zmianę w świecie, jaka miała miejsce od początku XX wieku. Radykalniejszy, jak to często bywa, w teorii niż w praktyce, wskazał jednakże Ballard na kilka istotnych zagadnień, które pisarz współczesny powinien chociaż spróbować wziąć pod uwagę. Bo co innego pisać jak Dickens czy Flaubert z kompletną nieświadomością zmiany, jaka nastąpiła, a pisać, używając tych samych lub podobnych środków co starzy mistrzowie, wiedząc, że teraz do czego innego muszą one służyć.
Zainteresowanych procesem pisarskim zachęcam do sięgnięcia po moją i Jolanty Rawskiej książkę „Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller”. Można ją kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Prószyński (kliknij tutaj)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.