Jakub Winiarski: Kilka słów o tobie. Kim jesteś w literaturze? Jak widzisz obecnie siebie i swoją, jeśli tak można powiedzieć literacką karierę? Jak lubisz o tym mówić i myśleć, a jak nie lubisz?
Natalia Bukowska: Witam cię, Jakubie. Nazywam się Natalia Bukowska, jestem autorką książki, nie mylić z pisarką. W literaturze w przyszłości widzę siebie na równi z Jerzym Pilchem. Nie lubię mówić głośno o mojej przyszłej literackiej karierze czy planach, po prostu realizuję swoje cele, a ciężka praca, jaką teraz wykonuję, obroni się sama.
J.W.: Od kiedy wiedziałaś, że chcesz pisać?
N.B.: Od kiedy zdałam sobie sprawę, że jest dla mnie za późno, aby spełnić swojej marzenie w innej dziedzinie sztuki, jaką jest aktorstwo. W pisaniu, jak i w aktorstwie mogę odgrywać różne role, chociaż na różne sposoby. Bycie aktorką to gra na scenie, a bycie autorką to wymyślanie scenariusza tej gry.
J.W.: Czym jest dla ciebie określenie literatura kobieca? Etykietką, która pomaga? Etykietką, która przeszkadza? Czymś jeszcze innym?
N.B.: Literatura kobieca to jeden z gatunków w literaturze. Moim zdaniem ta współczesna literatura kobieca jest niestety etykietą, która przeszkadza. Jest lekka, łatwa i przewidywalna.
J.W.: A jak gatunkowo określiłabyś „Nienasycenie”?
N.B.: Literatura faktu, ze szczyptą grozy i domieszką psychologii.
J.W.: Dlaczego ta literatura kobieca jest tak po macoszemu traktowana przez opiniotwórcze dzienniki, tygodniki, portale kulturalne? Jak to jest, że tyle osób ją czyta, a krytycy tak bardzo na nią narzekają? Co o tym myślisz?
N.B.: Jest zbyt płaska, ale to jest moja subiektywna opinia. Literatura ma zaskakiwać, zmuszać do myślenia, lub spełniać inny, wyższy cel. W literaturze kobiecej celem jest: odpocznę od swojego życia i zagłębię się w inne przyjemniejsze życie. Jak już powiedziałam, jest lekka, łatwa i przewidywalna, a to znaczy, że recenzje poszczególnych tytułów literatury kobiecej różniłyby się: kto napisał książkę, jaki jest jej tytuł i kto jest wydawcą. Cała reszta pozostałaby bez zmian.
J.W.: Kiedy myślę o twojej powieści, zastanawiam się, czy nie przeszkadzało ci, że tytuł „Nienasycenie” był już użyty i to nie przez byle kogo. A może celowo chciałaś nawiązać do Witkacego? Jak to było?
N.B.: Wymyślając tytuł w ogóle nie pomyślałam o Witkacym. Ty, Jakubie, jako pierwszy zwróciłeś mi na to uwagę, ba nawet zasugerowałeś, abym ewentualnie go zmieniła. Niestety, jak już raz coś przemyślę i postanowię to nie ma odwrotu. Każda poszczególna część mojej trylogii będzie miała tytuł zaczynający się na literę N i tytuł ten będzie zdradzał, co będzie tematem przewodnim.
J.W.: Zadedykowałaś powieść „uzależnionym”. Z tego, co mi wiadomo, nie masz problemu z uzależnieniami. Skąd więc taka dedykacja?
N.B.: Problem uzależnień jest w naszym kraju zamiatany pod dywan. Uzależnienie to pracoholizm, seksoholizm, zakupoholizm, alkoholizm, czy też to najgorsze w mojej opinii: uzależnienie od narkotyków. Większość z nich jest wyśmiewana, a te najgorsze uzależnienia od alkoholu i narkotyków są pozostawione gdzieś na uboczu. Istnieją ośrodki i poradnie, ale tak naprawdę człowiek codziennie toczy walkę sam ze sobą. Bardzo podobają mi się społeczne inicjatywy, zwane sponsoringiem. Osoba wychodząca z nałogu ma sponsora tzn. osobę niepijącą wiele lat, która pomaga jej jednocześnie przerabiając program dwunastu kroków. Prywatnie znam wiele osób borykającymi się z uzależnieniami. Widziałam, jak rozwijał się nałóg, widziałam upadki, niejednokrotnie bardzo bolesne dla uzależnionych i szokujące dla osób stojących obok. A teraz widzę ich walkę o normalne życie, walkę którą wielu z nich przegrywa czasem przypłacając życiem. Dlatego, dedykacja: „uzależnionym, tym którzy znaleźli ukojenie i tym którzy go wciąż szukają” jest oddaniem hołdu ich heroicznej walce i nadzieją na ich wyzdrowienie. I dlatego też opisując historie, przygody, tryb życia czy wybryki Agaty opisałam prawdziwe historie. Chciałam, aby książka była wiarygodna, podparta prawdziwymi wydarzeniami. I tak też się stało.
J.W.: Co jest dla ciebie najważniejsze w pisaniu?
N.B.: Pisanie.
J.W.: Czy przy pisaniu trzymasz się jakichś zasad? Masz swoje pisarskie reguły?
N.B.: Dla mnie istnieje jedna główna zasada, nazywam ją Margaret Mitchell, tzn. skończ swoją książkę tak, aby z jednej strony kończyła historię, ale żeby czytelnik, jak w przypadku „Przeminęło z wiatrem”, oczekiwał i prosił o więcej, bo furtka została niedomknięta.
J.W.: Co jest najprzyjemniejsze w pisaniu książki?
N.B.: Wtapianie i wymyślanie. Lubię przemycać prawdziwe wydarzenia i wplatać je w fikcyjne postaci. Lub realnym postaciom wymyślać inne, nowe życie.
J.W.: Co jest najtrudniejsze w pisaniu książki?
N.B.: Skończyć na czas.
J.W.: Czy udało ci się szybko skończyć powieść? Miałaś chwile zwątpienia?
N.B.: Pisanie całości w wersji pierwotnej zajęło mi około pół roku z przerwami. Na przeredagowanie tekstu potrzebowałam około miesiąca. Chwile zwątpienia były, ale dopiero, kiedy skończyłam. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam, decydując się na wydanie tej książki. Na szczęście dla mnie, było już za późno, aby się wycofać.
J.W.: Jaki miałaś sposób na zmotywowanie się do pisania?
N.B.: Po pierwsze, termin wydania książki. Po drugie, powiedziałam niektórym moim bliskim i znajomym, że napisałam książkę, która ukaże się drukiem i będzie ją można kupić w księgarniach.
J.W.: Którego ze swoich bohaterów lubisz najbardziej i dlaczego? O którym najciężej było ci pisać?
N.B.: Najbardziej lubię Saszę, bohatera z trzeciego rozdziału. Prywatnie lubię ludzi z takim podejściem do życia jak on. Najciężej było mi pisać o Marcinie, bracie rodzonym głównej bohaterki. Nie rozumiem ludzi, którzy nie mają charakteru i nie są asertywni, a on taki jest.
J.W.: Pytanie na rozluźnienie. Czym jest dla ciebie poezja? Co daje ci wiersz – własny bądź cudzy?
N.B.: Nie odważyłabym się napisać wiersza. Uważam, że poezja jest wysoko nad prozą. Daje mi to samo, co słuchanie muzyki poważnej, zagłębienie się w sztuce, która potrzebuje: odpowiedniego czasu, atmosfery i mojego odpowiedniego dobrego samopoczucia.
J.W.: Jacy autorzy są dla ciebie istotni? Jakie doświadczenie lekturowe uważasz za to, które ją uformowało?
N.B.: Kocham nad życie i jest dla mnie wzorem królowa kryminałów Agata Christie. Dlatego też chciałabym kiedyś pisać kryminały. Bardzo lubię powieści dziewiętnastowieczne Jane Austin, Aleksander Dumas – ojciec, i cały okres literatury polskiej okresu pozytywizmu. Natomiast ze współczesnej wzorem jest dla mnie Jerzy Pilch. Lubię książki, które wnoszą coś do mojego życia, zmuszają do myślenia lub wdrożenia się w jakiś problem czy temat. Mogłabym wymieniać mnóstwo pojedynczych tytułów, które nie są moimi ulubionymi, a jednak wracam do tych książek.
J.W.: Wrócę jeszcze do twojej trylogii. Tytuł „Życie” nie mówi zbyt wiele. Albo wręcz przeciwnie: mówi za wiele. Dlaczego wybrałaś taki tytuł? Jak on się ma do całego twojego pisarskiego pomysłu na tę trylogię?
N.B.: Książka jest o życiu, a dokładniej o fragmencie życia głównej bohaterki-Agaty. Nie opisuję jej od narodzin aż do śmierci, skupiłam się na tych najważniejszych latach które ukształtują ją na resztę Życia.
J.W.: Czy dostrzegasz może coś takiego, jak zapóźnienie polskiej kultury, jej wtórność, drugorzędność wobec innych kultur europejskich, światowych? A jeśli to dostrzegasz – miałabyś może jakiś pomysł, jak można tę sytuację zmienić, na czym oprzeć się w walce o wysoki status kultury własnej?
N.B.: Tak. Uważam, że „państwo”, instytucje państwowe nie robią nic, jak w przypadku literatury, aby wspomóc tę część kultury. Oczywiście, są jakieś stypendia, dofinansowania do wydania książek, ale to jest właściwie nic. Nie pokazuje się i nie promuje polskich autorów. Popatrz, Jakubie, w Polsce jest ponad trzy tysiące bibliotek, a zorganizowanie spotkania autorskiego, to jakiś koszmar. Przecież biblioteki są od tego, aby promować literaturę i autorów, a z doświadczenia ci powiem, że wcale się do tego nie garną. W bibliotekach każdą książkę czyta kilkanaście, kilkadziesiąt osób, ale czy autor dostaje tantiemy jak aktor? Nie.
J.W.: Można coś zrobić?
N.B.: To bardzo trudne pytanie, jak zmienić tę sytuację. Należałoby zacząć od tego jak zainteresować i zachęcić potencjalnych czytelników do czytania, kupowania książek, czy ich wypożyczania. Wydawanie i sprzedawanie książek to biznes i myślę, że trzeba by było spojrzeć na to w taki sposób. Czyli wszystko zaczyna się od pieniędzy.
J.W: Myślisz, że reklamowanie by coś dało?
N.B.: Tak. Nie wiem, jak bardzo mogłoby wpłynąć na zainteresowanie książką, bo przecież książka książce nierówna. Ale przemyślana reklama wpływa na zainteresowanie produktem i, lepiej lub gorzej, ale przekłada się na wyniki sprzedaży.
J.W.: Mówi się czasem, że książka składa się z dwóch części: z tego, co autor napisał i z tego, czego nie napisał. Co możesz powiedzieć o tej drugiej części w przypadku swoich książek? O czym nie napisałaś? Jakiego tematu, który – być może jest taki – dręczy cię i męczy, nie poruszyłaś i z jakiego powodu?
N.B.: Jeśli czegoś nie napisałam, to albo nie chciałam, albo zrobiłam to specjalnie jak w przypadku „Nienasycenia” i napiszę w kolejnych częściach. Kiedy piszę, nie mam hamulca typu: „a co będzie, jeśli komuś się to nie spodoba. Albo: „co sobie ludzie o mnie pomyślą, że piszę takie rzeczy?” Nie przejmuję się tym. Po prostu piszę.
J.W.: A jeśli faktycznie ktoś ma pretensje, że wykorzystałaś jego historię albo w opisie posunęłaś się, jego zdaniem, za daleko?
N.B.: To będę się tym martwić później. (Śmiech.) A tak serio to prawdopodobieństwo pretensji jest mizerne. Każdy pijak ma bardzo podobne historie. Na przykład dziura w życiorysie, którą opisuję w „Nienasyceniu”. Wielu znanych mi niepijących alkoholików opowiadało o luce z czasów picia. Albo inaczej, już bardziej przyziemnie, ten kto pije, a nie zdaje sobie sprawy, że ma problem, robi wszystko, aby ukryć swoje picie. Robiła tak Agata, chowając butelki i papierosy, i robili tak w czasach picia znani mi alkoholicy. Mogłabym przytaczać mnóstwo historii co jeszcze pijący robili, a dokładniej, jak bardzo starali się być idealnymi matkami, ojcami, najlepszymi pracownikami, aby móc oddać się nałogowi. Wytłumaczenie tego zawsze było jedno, tyle robi, taka przykładna osoba, a pije, aby się odstresować.
J.W.: Są tacy, co uważają, że pisarz nie pisze o swoich tematach, tylko jak gdyby obok nich. A zatem, zakładając przez moment, że to twierdzenie jest słuszne, obok jakich tematów piszesz?
N.B.: U mnie jest jednak trochę inaczej. Jak już wspomniałam wcześniej, opisałam prawdziwe historie widziane moimi oczami, lub te zasłyszane od ludzi, którzy pili. Z nałogiem, ludźmi uzależnionymi zetknęłam się w dorosłym życiu, mając ponad dwadzieścia i byli to ludzie, których poznałam, znajomi bliżsi lub dalsi. Fakt, piszę o tematach trochę obok, ale ja, Natalia, zostałam w nie czasem mniej, czasem bardziej wplątana.
J.W.: Jakimi cechami powinien dysponować twój idealny czytelnik? Co powinien wiedzieć zawczasu i na co powinien być przygotowany? Czego oczekujesz od czytelników?
N.B.: Idealny czytelnik mojej książki to wyciszona, pogodzona ze światem osoba. Myślę, że mój czytelnik powinien wiedzieć, że chociaż na okładce jest interesująco wyglądająca kobieta, to strzeż się bo nie będzie przyjemnie. Kiedy ktoś mnie informuje, że moja książka została przeczytana, zawsze proszę o recenzję. I to jest jedno, czego oczekuję od czytelnika.
J.W.: Czy według ciebie tak zwany artysta, pisarz, poeta różni się czymś od innych ludzi, którzy artystami nie są? A jeśli tak, to czym?
N.B.: Najpierw należy wyjaśnić, kim jest artysta. Dla mnie osobą, która tworzy, a to jest sensem życia. Dopełnieniem jest, jeśli praca artysty daje utrzymanie. Jako homo-sapiens artysta nie różni się niczym. Ma głowę, nogi, ręce, tułów. Prawdziwy artysta to ktoś, dla kogo sprawy przyziemne będą daleko z tyłu, a na pierwszym miejscu będzie sztuka, nawet jeśli przypłaci to głodem.
J.W.: Zgodziłabyś się z powiedzeniem, że „tylko artysta głodny jest wiarygodny”?
N.B.: Musiałabym spotkać się z Mozartem, Picasso, czy z moją ukochaną Agatą Christie. Z tego co się orientuję nikt z nich nie cierpiał głodu. I nie zgodzę się z tym powiedzeniem. Artysta musi być płodny, czasem potrzebuje muzy, albo czegoś innego co daje natchnienie, na przykład świętego spokoju.
J.W.: Czy mogłabyś skomentować taki dwuwers poetki, Marty Podgórnik: „pilot mig-a zwycięża gdy samotnie leci / w pisarstwie nie ma miejsca na męża i dzieci”?
N.B.: Hanna Bakuła powiedziała kiedyś coś podobnego, że artyście rodzina przeszkadza. Zgadzam się z nią, przy pisaniu nie ma mnie dla nikogo. Jeśli ktoś próbuje mi przeszkodzić, rozprasza mnie to i irytuje. Zgadzam się z tym stwierdzeniem, artysta potrzebuje samotni.
J.W.: Od czego zależy i czym tak w ogóle jest według ciebie dzisiaj sukces w literaturze?
N.B.: Składowa wielu czynników. Po pierwsze, szczęście trafienia na odpowiedni moment dla gorącego tematu, o którym się mówi i pisze. Po drugie, marketing, PR i reklama. Cóż, takie mamy czasy. A po trzecie, osoba która za tym wszystkim stoi – autorka lub autor. Jak ona czy on widzi się w roli osoby, o której mówią.
J.W.: Jak ty widzisz się w takiej roli? Uważasz, że pisarze, artyści powinni zostawać tymi tak zwanymi celebrytami? To pomaga?
N.B.: Ale tylko „celebrytami” w cudzysłowie. Należy się pokazywać, bywać, czy też w inny sposób przypominać o sobie i swojej pracy. Samo bywanie dla bywania jest głupie i nie ma sensu. Zapytałeś o mnie, jak widzę się w takiej roli? Widzę się, jestem przygotowana na bywanie i pokazywanie się. (Śmiech.) Ale tylko na to związane z pracą. Nie mieści mi się w głowie po co, i nie widzę sensu w wyskakiwaniu z każdej gazety, programu itp. Chociaż artykuł w tabloidzie opatrzony moim zdjęciem, kiedy jestem bez makijażu i kupuję pięć pęczków natki pietruszki, a pod nim napis: po co Natalii Bukowskiej aż pięć pęczków natki, rozbawiłby mnie. Moja odpowiedź: a po to, żeby sobie ususzyć na zimę!
J.W.: Czy jest w twoim życiu jakaś przestrzeń, w której sztuki, literatury nie ma wcale? Jeśli jest, to jak się z tym czujesz?
N.B.: (Śmiech.) A to ciekawe. Oczywiście, że jest, prowadzenie i zajmowanie się gospodarstwem domowym to żadna sztuka. Czuję się z tym dobrze, przecież człowiek musi czasem odpocząć nawet od kultury, a zająć się sprawami przyziemnymi.
J.W.: Gdybyś miała przez moment wcielić się w rolę surowego krytyka czy recenzenta oceniającego swoje książki, to na jakie ich mankamenty wskazałabyś w pierwszym rzędzie?
N.B.: Moja przyjaciółka po przeczytaniu „Nienasycenia” zadzwoniła do mnie i powiedziała: jestem nienasycona. Po czym zapytała: kiedy będą kolejne tomy? Konkluzja, ja zawsze zostawiam uchyloną furtkę, co może denerwować czytelników, tak jak denerwowała ich autorka „Przeminęło z wiatrem”, która była proszona o napisanie ciągu dalszego, ale nigdy tego nie zrobiła. Myślę, że niedomówienia w książce i zakończenie zostawiające uchyloną furtkę może irytować.
J.W.: Co uważasz za swoje największe dotychczasowe osiągnięcie i co jeszcze planujesz osiągnąć – w życiu, w literaturze?
N.B.: Życie prywatne to moja sprawa. W literaturze planuję osiągnąć co najmniej wiele.
J.W.: Jak oceniasz wpływ nowoczesnych mediów na życie literackie? Tych wszystkich fejsbuków, kindlów, portali? Dzięki temu jest żywiej i ciekawie, czy tylko zamętu więcej? Podoba ci się ta demokratyzacja sztuki, która pojawiła się i dominuje wraz z postępem technicznym?
N.B.: Jestem fanką nowoczesnych technologii. Lubię kindla, bo mogę na jeden wyjazd zabrać stos książek, a torba mi nie ciąży. Uwielbiam audiobooki. W pracy nadwyrężam i tak słaby wzrok, relaks z książką, która jest mi czytana, a ja mogę pić kawę lub przewracać się na kanapie to coś dla mnie. Dzięki portalom, na przykład Facebookowi, jest zdecydowanie ciekawiej, ale nie przeceniałabym ich znaczenia.
J.W.: Jeszcze jedno w związku z mediami nowymi itd. Czujesz się „przeniknięta ilością” rzeczy, osób, wszystkiego w dzisiejszym świecie? Dręczy cię może Gombrowiczowska myśl, że bycie „jednym z dziesięciu tysięcy”, jak na przykład w starożytnych Atenach, to coś zupełnie innego niż bycie jedną z siedmiu miliardów obywateli zglobalizowanego świata XXI wieku?
N.B.: Nie. Chociaż lubię kilka momentów w historii świata, to czuję się dobrze tu i teraz.
J.W.: Ale czy nie przeszkadza ci, że człowiek, nawet utalentowany, przestał być w pewnym sensie unikatem. Zobacz, wydajesz książkę i nie jest ona jedyną nowością dnia, która skupi na sobie uwagę, ale jedną z dwustu, jeśli nie trzystu nowości dnia i przez to – jeśli jeszcze dodamy brak jakiejkolwiek promocji, bo to dużo kosztuje – ta twoja książka ginie w masie. O taką świadomość bycia „przenikniętym ilością” pytałem. To cię nie dręczy, nie niepokoi?
N.B.: Nie. Z pełną świadomością i wiedząc, jaki jest rynek książki, zdecydowałam się na pisanie i publikowanie. I nie interesuje mnie mały sukces. Sukces jest zawsze wielki, a ja podjęłam już odpowiednie kroki, aby taki był. Nie pytaj o więcej, reszty dowiesz się później, ale już nie ode mnie, po prostu się dowiesz. Za kilka lat wspomnisz moje słowa z tego wywiadu i powiesz: kurde, śmiałem się z niej i pukałem w głowę, a ona to zrobiła. Chociaż cel mam inny, to jestem Nienasycona, niczym Agata, moja bohaterka.
J.W.: Pewien filozof z Europy Środkowej powiedział, że są trzy role intelektualisty: prorok, który tworzy i rzuca wizje przyszłości; sędzia – ten osądza czas, historię, rzeczywistość; w końcu świadek, który świadczy o czasie i miejscu. Która z tych ról jest ci najbliższa i dlaczego?
N.B.: Zdecydowanie nie sędzia, może dlatego, że nie lubię plotek i plotkarzy. (Śmiech.) A z tym kojarzy mi się sędzia. Prorok. Czasem siedzę i planuję, tworzę wizje swojej przyszłości a w którą to niejednokrotnie są zaangażowane inne osoby. Tak, jestem prorokiem.
J.W.: Ale jeszcze w nawiązaniu do poprzedniego: ten sam filozof powiedział, że Zachód, zachodni intelektualiści zawłaszczyli rolę „proroka” i „sędziego”, zostawiając dla reprezentantów kultur niższych, takich jak np. wschodnioeuropejskie, rolę „świadka”. Czy to by nie tłumaczyło, dlaczego na przykład Andrzej Stasiuk i niektórzy jeszcze nasi pisarze „świadkujący” mają pewne wzięcie na Zachodzie, a nasi współcześni „prorocy” i „sędziowie”, a także nasi awangardziści – poza kilkoma wyjątkami, zazwyczaj na stałe zresztą mieszkającymi na Zachodzie – nie?
N.B.: Nie. Uważam, że sukces i, jak to określiłeś, „wzięcie” to nic innego jak dobry pomysł na książkę i jeszcze lepsza promocja.
J.W.: A technika, jej zdobycze najnowsze? Czy tylko pisarze fantastyczni powinni się nią interesować? Czy nie jest tragiczne, że w poezji współczesnej więcej znajdziesz „muren i moren” niż telefonów komórkowych, mejli, esemesów, skajpów, wideoczatów (ten słownik jest naprawdę bogaty i poetycko niewyzyskany, mam wrażenie, kompletnie)? Nie uważasz, że poeci współcześni polscy często zachowują się tak, jakby bawili się w pisanie wariacji na temat liryki sprzed stu albo dwustu lat, pełnej słońc, księżyców, gwiazd i nawet łąk, a nie widzieli za bardzo – i nie mieli chęci dostrzec – co jest tu i teraz, pod ręką? Jakby kompletnie nie mieli siły się z tym zmierzyć, wymyślić dla tego poetyki?
N.B.: Już o tym wspominałam poezję i muzykę poważną, stawiam na równi. Jakoś mi sobie trudno wyobrazić, aby w operze śpiewał Adam Darski. Było kilka prób połączenia muzyki poważnej z rozrywkową, ale to były pojedyncze projekty. Jednak w tych dwóch przypadkach trzyma się sztywnych reguł.
J.W.: Gdybyś mogła kazać polskim krytykom współczesnym przeczytać jakichś polskich poetów i prozaików dwudziestowiecznych jeszcze raz, jakie nazwiska byś wskazała?
N.B.: Nie zrobiłabym tego. Ale gdybym mogła, wyszukałabym jakichś ciekawych – dla mnie, a nieznanych im, i próbowałabym ich – krytyków zainteresować poezją nieznanych poetów.
J.W.: Czy łatwo było znaleźć wydawcę dla twojego debiutu?
N.B.: I tak i nie.
J.W.: Czy jakiś wydawca odrzucił twoją powieść i jak sobie z tym poradziłaś?
N.B.: Tak. Cieszyłam się z tego jak dziecko. „Nienasycenie” ale w wersji poprzedniej wysyłałam do góra kilku wydawców. Odezwał się jeden, oczywiście podziękowano mi ładnie. Zanim znów mi ktoś odpisał przeredagowałam książkę, która czekała w kolejce na wydanie.
J.W.: Jak wspominasz współpracę z wydawcą? Co jest czy też było w niej najlepszego, a co najtrudniejszego według ciebie?
N.B.: Mogłam decydować o okładce i miałam wpływ wygląd książki.
J.W.: Jak czujesz się po napisaniu i opublikowaniu powieści?
N.B.: Lżejsza.
J.W.: Zamierzasz napisać kolejne książki? Co to będzie?
N.B.: Tak, chcę dokończyć trylogię. Wydać kolejne trzy książki i przejść do konkretów, czyli tego co chcę i gdzie widzę się w pisaniu. Uwielbiam literaturę ciężką, horrory i mocne kryminały. Chcę straszyć i brutalnie mordować.
J.W.: Jak myślisz, czy warsztaty pisarskie mają sens? Czy pisania można uczyć? Kto najbardziej może skorzystać z warsztatów, jak uważasz?
N.B.: Dla mnie miały. Ja wiedziałam, że chcę pisać, a brakowało mi kilku rad które otrzymałam. Słyszałam różne opinie o warsztatach i nie mi wyrokować czy komuś się przydadzą czy nie.
J.W.: Kim byłaby idealna Natalia Bukowska w idealnym wszechświecie?
N.B.: Sławną pisarką która żyje z pisania. (Śmiech.)
J.W.: Czy literatura jest sexy?
N.B.: Dla mnie tak. Jak ktoś potrafi opowiadać o literaturze i zna smaczki z historii literatury dla mnie jest to sexy. Niestety, nie jest sexy dla każdego.
J.W.: Dziękuję ci za rozmowę.
Fot. Archiwum Natalii Bukowskiej.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.