Dariusz Nowacki o „Kronice widzeń złudnych”, fragment recenzji
W odautorskim posłowiu Jakub Winiarski powtórzył za Paulem Valery, że nie ma pisarzy oryginalnych, są natomiast pisarze, którzy udają oryginalnych. To, co pokazał autor w dwu swoich powieściach opublikowanych w roku 2004, a więc w Loqueli i Kronice widzeń złudnych, pozwala odrobinę zmodyfikować aforyzm Valery’ego. W zmienionej postaci brzmiałby on mniej więcej tak: nie ma pisarzy oryginalnych, są natomiast pisarze, którzy tak bardzo pragną oryginalności, że ostatecznie stają się pisarzami oryginalnymi. Kimś takim według mnie jest, czy raczej stał się, Jakub Winiarski. Czy ktoś jeszcze tak pisze? Czy ktoś jeszcze chce od literatury niemożliwego? Nieludzka jest proza Winiarskiego, nie do wytrzymania. Toteż złośliwość, jaką sformułował Mieczysław Orski w omówieniu Kroniki widzeń złudnych („Nowe Książki” 2005, nr 2), wydaje sie do pewnego stopnia uprawniona. Orski napisał bowiem, że w powieści tej „opowiada się o współczesnej Polsce tak, jakby to robił Musil posiłkując się językiem Goethego”. Pomijając drobne przekłamanie (w Kronice… nie opowiada się o Polsce współczesnej), można by powiedzieć, że coś w tym jest. Coś nieludzkiego. Dziś przecież takich powieści się nie pisze. Konkretnie – jakich? Ano powieści – cudzysłów konieczny – „encyklopedycznych”, przeładowanych wiedzą, obliczonych na wypowiedzenie i przedyskutowanie „wszystkiego”, powieści, które przypominają wielkie machiny wycelowane w kosmos. Ta gra o najwyższą stawkę robi wrażenie, przynajmniej na piszącym te słowa.
Recenzja opublikowana w FA-arcie (3-4/2004)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.