„Duncan – pisze Janice Shriek w swojej pełnej pasji, aluzji i wątków pobocznych biografii brata, Duncana Shrieka, ekstrawaganckiego historyka – często tak robił – nic nie sprawiało mu większej przyjemności niż ponowne rozpoczynanie w środku książki, niczym magik, który udaje, że znika – pozostawiając czytelnika zawieszonego niepewnie nad otchłanią, by samemu zabrać się za budowanie kolejnej fabuły, a ostatecznie spleść wszystko w zgrabną całość, unikając katastrofy.” Trudno nie odnieść wrażenia, iż słowa panny Shriek równie dobrze, co naturę głównego bohatera jej zapisków, opisują praktykę Jeffa VanderMeera, najwyraźniej kochającego zabawę w snucie dygresji, mnożenie wątków i meandrowanie wśród licznych, czasem luźno splatających się opowieści. Takie pisanie jest sztuką, w dodatku trudną i że udaje się VanderMeerowi już drugi raz (pierwszym było „Miasto szaleńców i świętych”, także o Ambergris) ta jazda po bandzie, świadczy to jedynie o jego wielkim, niezaprzeczalnym kunszcie. I nie jest ważne, że w natłoku mikroopowieści, jakie składają się na „Posłowie”, z oczu czytelnika zdaje się momentami ginąć główny cel, którym jest przedstawienie życia badacza, wraz z tajemniczymi wydarzeniami rozgrywającymi się w tle „Posłowia”. VanderMeer umie zabezpieczyć się przed zarzutami o niespójność. Aby nikt nie posądził go o brak umiejętności zapanowania nad wymykającą się spod kontroli fabułą w „Od autorki” już na początku wkłada w usta Janice następujące zdania: „Opowieść rozpoczęła się jako posłowie, zakończyła jako elegia, w środku zaś uczyniłam z niej gorączkową rodzinną kronikę, a teraz, gdy czas pisania dobiega końca, mogę jedynie stwierdzić, że dałam z siebie wszystko i odchodzę. W mieście zwanym Ambergris nic nie trwa długo.” Rzeczywiście, w Ambergris nic nie trwa długo, a opowieść Janice wymyka się jasnym podziałom i definicjom. Spaja ją jednak coś wyjątkowego, co VanderMeer umie stworzyć z kunsztem niezrównanym. To aura i nastrój. To niezwykle silny, jak na opowieść tego rodzaju, ładunek poetyckości, która czyni z każdego zdania i akapitu „Shrieka” książkę wyjątkowo mocno, plastycznie i zmysłowo pobudzającą wyobraźnię. Nie jest to lektura dla miłośników akcji, w której pot, krew, łzy bólu i bijatyka co cztery stron. Ale ci, którzy cenią w fantastyce oryginalność, rozmach i głębię – powinni być zadowoleni.
Jeff VanderMeer, „Shriek: Posłowie”. Przeł. Robert Waliś, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2010.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.