Przynajmniej od czasu „Władcy Pierścieni” czytelnicy fantasy znają świetnie ten schemat: na spokojną i piękną krainę pada cień wielkiego, wszechpotężnego zła. Pada tak wyraźnie i nie do przeoczenia, że cokolwiek zaniepokojeni ludzie, z natury niezbyt strachliwe, ale ostrożne elfy, mieszkające w podziemiach krasnoludy, demony leśne i demony górskie, a nawet krwiożercze, dzikie orki nie mają innego wyboru jak wybrać spośród siebie po jednym, najlepszym przedstawicielu wojennego rzemiosła – i tak zmontowana drużyna wyrusza ocalić świat. Po drodze trafić musi w nieprzychylne rejony, zwiedzić przynajmniej jedno mało przyjazne miasto, odbyć kilka potyczek mniejszych, a wreszcie stoczyć Wielka Bitwę o Wszystko, o której wspaniałe dumki i legendy trubadurowie śpiewać będą po kres czasu i jeden dzień dalej. Czy o czymś w tym schemacie zapomniano? A, tak – przywódca! Drużynę złożoną z rycerza, elfa, krasnoluda, demonów i orka koniecznie musi prowadzić do zwycięstwa (klęska nie wchodzi w grę) nietuzinkowy, charyzmatyczny przywódca – tylko z takim ekipa będzie czuć się bezpieczna. „Prawa i powinności” Kariny Piankowej wypełniają ten schemat perfekcyjnie i można tylko zastanawiać się, czy jest w tej powieści cokolwiek, co poza schemat odstaje. Na szczęście jest. Przywódca, którego Piankowa umyśliła sobie postawić na czele walecznej drużyny jest osobowością tak zagadkową, tak złożoną i budzącą, przynajmniej w początkowych partiach powieści, tak wiele kontrowersji, że spokojnie można wokół tej właśnie postaci zbudować sieć konfliktów i napięć, czyniąc ją motorem wszelkich wydarzeń, istnym spiritus movens. I taki właśnie jest Raywen zwany Władcą, którego tożsamość odsłania się przed czytelnikami, a także przed towarzyszami wyprawy stopniowo, aż do wielkiego, zaskakującego finału. Drugą bardzo istotną zaletą „Praw i powinności”, odróżniającą tę powieść od większości tego typu produkcji, jest humor, którego nie brakuje tu chyba na żadnej stronie. Łatwo tu zresztą o dowcip, ponieważ Raywen, w przeciwieństwie do schematycznych przywódców, nie daje się łatwo polubić i cała drużyna jest wobec niego w swoistej opozycji. Nie do końca, rzecz jasna, ale wystarczająco długo, by czytelnik mógł śledzić narastające, piętrzące się i rozładowywane w brawurowy sposób konflikty między bohaterami. Z których każdy, nie tylko Raywen-władca (choć on najbardziej), jest osobowością wyrazistą i z charakterem. W sumie więc nie jest łatwo ocenić powieść Piankowej jednoznacznie. Kto lubi czystą, niezmącona eksperymentem rozrywkę i takiej właśnie czystej rozrywki w gatunku fantasy szuka, ten się z pewnością nie zawiedzie. Komu jednak marzy się powieść przełamująca schematy i oferująca multum nowych rozwiązań, niebanalnych zwrotów akcji i nie tak ogranych motywów – ten przejdzie obok „Praw i powinności” obojętnie. Chyba że jednak skusi go lekkość i bezpretensjonalność.
Karina Piankowa, „Prawa i powinności”. Przeł. Ewa Skórska, Fabryka Słów, Lublin 2009.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.